Skrajnie prawicowe grupy chciały nawet wieszać kongresmenów

Dziennikarz śledczy ze słynnej grupy Bellingcat opisał przygotowania amerykańskich skrajnie prawicowych ugrupowań do wiecu 6 stycznia w Waszyngtonie. Demonstranci wdarli się do siedziby Kongresu, były tam jednak grupy, które wcześniej szykowały się nawet do jego podpalenia i powieszenia kongresmenów.

Aktualizacja: 07.01.2021 14:21 Publikacja: 07.01.2021 13:34

Skrajnie prawicowe grupy chciały nawet wieszać kongresmenów

Foto: AFP

Przed Kapitolem zebrała się „szeroka koalicja prawicowych grup i pojedynczych osób, (…) od stosunkowo umiarkowanej Woman for America First, po używające przemocy ekstremistyczne grupy takie, jak Proud Boys”. W trakcie debaty na Kapitolu 6 stycznia republikański senator Ted Cruz mówił, że aż 39 proc. Amerykanów uważa, że „wybory były sfałszowane”. Zaplecze polityczne manifestanci mieli więc bardzo solidne.

Jednak sam raport Roberta Evansa z Bellingcat został opublikowany dzień przed rozruchami. Dziennikarz ostrzegał w nim, że może dojść do krwawych starć na ulicach Waszyngtonu, tak jak przy okazji poprzednich dwóch manifestacji w amerykańskiej stolicy zwolenników tezy o „ukradzionych wyborach” (w jednej z nich 33 osoby zostały ranne w bójkach na noże). Nawet w dniu samej manifestacji nikomu spoza kręgów prawicowych ekstremistów nie przychodziło do głowy, że jej uczestnicy mogą wedrzeć się na Kapitol – to był chyba efekt wezwania ustępującego prezydenta Donalda Trumpa.

Skrajni prawicowy skrzykiwali się w takich sieciach społecznościowych jak Phoenix Social Network, Palrer i Spreely (skrót od „Speek Freely”). „Być może bardziej niepokojące były dowody na to, że niepowiązane wcześniej ekosystemy prawicowych i faszystowskich mediów zaczęły łączyć się” – zauważył Evans. Widać to było również na poprzednich manifestacjach zwolenników Trumpa, na których zaczęła pojawiać się faszystowska symbolika.

Dziennikarz Bellingcat podkreśla, że większość kont w tych sieciach ma niewiele ponad tysiąc tzw. followersów (czyli osób, które je obserwują). Siłą za tym dysponują niezbyt dużą. Ale...

„Można to obejść lecąc samolotem do jakiegoś miasta w pobliżu DC (District Columbia którego częścią jest Waszyngton - red.), a potem wjechać do miasta” – jeden z użytkowników sieci TheDonald.win proponował jak wwieźć broń do amerykańskiej stolicy. W Waszyngtonie są jedne z najostrzejszych ograniczeń dotyczących posiadania, wwożenia i noszenia broni, całkowicie zakazane jest tzw. open carry czyli otwarte noszenie jej na ulicach. Przed manifestacją jednak bojówkarze porozumiewali się, jak ją wwieźć do stolicy a potem maszerować z nią ulicami. Część jednak protestowała przeciw pomysłowi wskazując, że noszenie broni w Waszyngtonie „jest nielegalne”. „Czy musimy postępować zgodnie z prawem zwalczając komunistyczny przewrót?” – pytali inni.

„Musimy poczekać na to, co powie Trump. W Waszyngtonie nie ma wystarczająco dużo glin, by nas powstrzymać” – podsumował kolejny. Rzeczywiście, okazało się że Kapitol był bardzo słabo chroniony, co obecnie jest powodem ostrej krytyki.

Inni poza samym noszeniem broni gotowi byli na bardziej zdecydowane działania.

„Tatuś może nie wrócić z DC.” – pisał o sobie kolejny ekstremista. „Dzisiaj powiedziałem swoim dzieciom: żegnajcie” – dodał. „Powiedziałam swojej matce: żegnaj. Miałam dobre życie, nie mam dzieci ani męża” – pisała jeszcze inna użytkowniczka zauważając, że w tej sytuacji jest właściwą osobą do „szturmowania Kapitolu”.

„Trzeba być psychicznie przygotowanym na wyciąganie ich (z siedziby Kongresu - red.) i wieszanie. (…) Musimy wysłać światu mocną wiadomość” – odpowiadano jej.

„Proszę, nie bądźcie głupkami i nie zostawiajcie odcisków palców na łuskach. Ładujcie pociski w rękawiczkach” – radzono sobie nawzajem.

Z wpisów na portalach społecznościowych można wnosić, że przynajmniej niektóre grupy które zebrały się 6 stycznia w Waszyngtonie były gotowe zaatakować siedzibę Kongresu. Na dostępnych nagraniach nie widać jednak, by mieli broń. Gdyby im się udało ją przemycić wypadki na Kapitolu mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej.

Użytkownicy większości sieci społecznościowych związanych ze skrajną prawicą (jak np. „Spreely”) przewidywali jednak jedynie „walki na pięści”. Nie bardzo wiadomo z kim. Z jednej strony ekstremiści ogłosili, że „policja nie jest już przyjacielska” i możliwe są starcia z nią. Inne, dość znaczne grupy uważały, że na manifestacji dojdzie do prowokacji ze strony lewackiej „Antify”, której aktywiści spróbują wmieszać się w tłum, by wywołać bijatyki. Sami jednak ani nie chcieli, ani nie szykowali żadnych rozruchów, nie mówiąc już i używaniu broni.

Przed Kapitolem zebrała się „szeroka koalicja prawicowych grup i pojedynczych osób, (…) od stosunkowo umiarkowanej Woman for America First, po używające przemocy ekstremistyczne grupy takie, jak Proud Boys”. W trakcie debaty na Kapitolu 6 stycznia republikański senator Ted Cruz mówił, że aż 39 proc. Amerykanów uważa, że „wybory były sfałszowane”. Zaplecze polityczne manifestanci mieli więc bardzo solidne.

Jednak sam raport Roberta Evansa z Bellingcat został opublikowany dzień przed rozruchami. Dziennikarz ostrzegał w nim, że może dojść do krwawych starć na ulicach Waszyngtonu, tak jak przy okazji poprzednich dwóch manifestacji w amerykańskiej stolicy zwolenników tezy o „ukradzionych wyborach” (w jednej z nich 33 osoby zostały ranne w bójkach na noże). Nawet w dniu samej manifestacji nikomu spoza kręgów prawicowych ekstremistów nie przychodziło do głowy, że jej uczestnicy mogą wedrzeć się na Kapitol – to był chyba efekt wezwania ustępującego prezydenta Donalda Trumpa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790