Sobotnie głosowanie to wielkie zwycięstwo prezydenta Donalda Trumpa oraz koniec zaciętej batalii o zatwierdzenie konserwatywnego kandydata do Sądu Najwyższego, która rozpoczęła się debatą nad ideologią i sądownictwem a zakończyła oskarżeniami o wykorzystywanie seksualne.

Senatorowie zagłosowali w przeważającej mierze zgodnie z poglądami swojej partii: 50 republikanów było za, 48 demokratów przeciwko. Senator Joe Manchin III z Zachodniej Wirginii jako jedyny demokrata poparł sędziego Kavanaugha. Po stronie republikańskiej, sen. Lisa Murkowski z Alaski, która ostatecznie miała głosować na nie, wstrzymała się od głosu, w solidarności z sen. Stevem Dainesem z Montany, który głosowałby na "tak", ale ze względu na ślub córki nie mógł być obecny w sobotę w Waszyngtonie.

Głosowanie nie obyło się bez zakłóceń. Przewodniczący zgromadzeniu wiceprezydent Mike Pence co chwilę przerywał głosowanie by prosić policję o uciszenie lub usunięcie protestujących w galerii Senatu. "Stoję po stronie ofiar!", "Ten proces jest skorumpowany", "To plama w historii Ameryki" – krzyczeli uczestnicy manifestacji, gdy oddawanie głosów dobiegało końca. Setki przeciwników Kavanaugha pikietowało w sobotę przed budynkiem Sądu Najwyższego, a potem wokół Kapitolu, gdzie krzyczeli "Nie, znaczy nie!". Po głosowaniu, opozycja stwierdziła, że Senat zignorował argumenty i błagania ruchu #MeToo.

Czytaj całość w poniedziałkowym wydaniu "Rzeczpospolitej", a dziś o 21 na rp.pl