Najnowsze statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości nie napawają optymizmem. Jeszcze w 2011 r. tak zwany procentowy udział uniewinnionych w ogółem osądzonych wynosił 2,4, a w 2017 r. już 3,3. 2018 r. i pierwsza połowa 2019 r. wypadły podobnie. To poważny problem, bo wyroki uniewinniające pociągają za sobą konsekwencje finansowe. Tylko w 2018 r. państwo zapłaciło m.in. za niesłuszne skazania i areszty 16 mln zł.
W pierwszych sześciu miesiącach tego roku błędne wyroki kosztowały 72 tys. odszkodowań (średnia wypłata 14 tys. zł) i 140 tys. zadośćuczynień (średnia wypłata 20 tys zł).
Czytaj także: Rośnie liczba uniewinnionych w procesach karnych
– Jest coraz więcej skomplikowanych spraw gospodarczych, które wyparły pospolitą przestępczość kryminalną. Fakt, że odsetek uniewinnień jest tak niewielki, świadczy o dobrej pracy prokuratury. W końcu w sądzie wygrywamy 97 proc. spraw. Nie powiodły się plany pewnego lobby, które zakładało, że dzięki manipulowaniu procedurą i wprowadzeniu tzw. kontradyktoryjności uda się zwiększyć odsetek uniewinnień do 30 proc. Być może to również jedna z przyczyn niewielkiego wzrostu liczby uniewinnień – uważa prokurator Jacek Skała.
Sędzia Barbara Piwnik pytana, dlaczego mamy coraz więcej uniewinnień, odpowiada, że to efekt złej jakości postępowań przygotowawczych.