Przestępcy podpisywali umowy z kilkunastoma ubezpieczycielami, a następnie doprowadzali do kontrolowanych poparzeń. Nie wzywali pogotowia, tylko od razu kierowali swoje roszczenia do firm. W bardzo zwięzłych wnioskach oświadczali, że urazy powstawały przy gotowaniu rosołu, flaków, grochówki czy galarety.

Na niekorzyść poparzonych działało wypowiadanie kontraktów tuż po zdarzeniu. O instrumentalnym traktowaniu umów miało świadczyć również opłacanie tylko jednej raty.

Uwagę biegłych zwróciło to, że jedynie brzuch, ręce i nogi nosiły ślady wypadków. Podbrzusze i miejsca intymne poszkodowanych pozostawały nienaruszone. Jeden z oskarżonych tłumaczył, że to za sprawą żeglarskich spodenek ze specjalną wodoodporną membraną. Lekarze zaprzeczyli wyjaśnieniom twierdząc, że bielizna i tłuste potrawy spowodowałyby dużo poważniejsze obrażenia.

Sąd nie przychylił się do wersji „gangu Kefira". Uznał za niemożliwe i sprzeczne z zasadami fizyki, by ciecz spływała wbrew grawitacji.

Wyrok nie jest prawomocny.