Zjawisko to określa się jako idea pitching (łowienie pomysłów) – dotyczy ono usług graficznych, reklamowych i PR. Prywatna firma ogłasza przetarg, do którego zwykle zaprasza określone agencje. Nie wszyscy o nich wiedzą. Firma zbiera oferty, często wymagając, aby zawierały szczegółowe propozycje działań. Potem wybiera jedną z agencji (zwykle tę oferującą najniższą cenę) i przekazuje jej pomysły zgłoszone przez pozostałe. Większe firmy, mające własne działy komunikacji, mogą też same realizować przedstawione w przetargu koncepcje.
– Nie ma chyba w Polsce agencji PR, która w ciągu ostatnich kilku lat w przetargu nie została potraktowana nie fair – mówi Rafał Sałak, odpowiedzialny za komunikację w Prowly.com. – To, że w przetargu nie zostaje wybrana żadna agencja, jest normalne, firma ma prawo nie być zadowolona z żadnej propozycji. Gdy jednak część zebranych w ten sposób pomysłów jest później wykorzystana, to patologia – podkreśla.
Udział w przetargu kosztuje.
– Zwykle nad przygotowaniem oferty trzy–cztery osoby pracują dwa tygodnie. Tylko 5–10 proc. firm płaci za udział w przetargu, aby zrekompensować te koszty – mówi Jerzy Ciszewski, redaktor naczelny portalu publicrelations.pl.
Agencje mają jednak małe możliwości dochodzenia swoich praw, często bowiem wymaga się od uczestników podpisania klauzul o poufności, przewidujących wysokie kary za ujawnienie szczegółów przetargu.