Jakim rzecznikiem praw obywatelskich chce pani być?
Chciałabym być blisko ludzi. Tego urzędu uczyłam się od prof. Adama Bodnara i właśnie on był takim rzecznikiem. Jako RPO zjeździł Polskę, w części wyjazdów mu towarzyszyłam i widziałam, jak bardzo jest to potrzebne. Rozmowy z ludźmi są zupełnie inne niż podczas programów publicystycznych i potyczek na Twitterze. Mieszkańcy Polski żyją zupełnie czymś innym niż agenda z ulicy Wiejskiej: systemem edukacji, opieki zdrowotnej, tym, że ich bliscy z niepełnosprawnościami nie mogą dotrzeć na zajęcia i do pracy, i tym, że w pobliżu buduje się ferma i dzieci będą wymiotować, idąc np. do przedszkola. O tym właśnie rozmawiamy, jadąc na spotkania regionalne. Nie rozmawiamy o tematach prawicowych, lewicowych, tylko o tym, co bliskie sercu.
Dlaczego kandyduje pani po raz trzeci, skoro dwa razy większość sejmowa odrzuciła pani kandydaturę?
Zarówno moja diagnoza, jak i koncepcja tego urzędu są nadal aktualne. Nie patrzę na to w ten sposób, że kandyduję trzeci raz. Tylko że nadal stoję w tym miejscu, w którym stałam pięć miesięcy temu. To wszystko, co mówiłam od początku, jest nadal ważne. Teraz sytuacja się zmieniła i mam dwóch kontrkandydatów. I wreszcie będzie można wejść w dialog i porozmawiać merytorycznie o potrzebach Polek i Polaków.
Czy prawa człowieka stały się bronią polityczną?