– Przywrócimy Budapeszt Europie – wołał w noc wyborczą po ogłoszeniu pierwszych wyników 44-letni polityk węgierskich „zielonych" („Dialogu dla Węgier") Gergely Karácsony.
Były naczelnik XIV stołecznej dzielnicy pokonał 71-letniego dotychczasowego burmistrza miasta Istvána Tarlósa. Ten ostatni, zmęczony dwiema kadencjami, nie chciał już startować w wyborach, ale przekonał go premier Viktor Orbán, obiecując więcej pieniędzy dla miasta. Wątpić można, czy ta obietnica będzie również obowiązywała wobec opozycyjnego mera.
Poza stanowiskiem burmistrza opozycja zdobyła większość w radzie miasta. – Opozycja chciała zdobyć to stanowisko jako pierwszy krok w kierunku (zdobycia) rządu – podsumował analityk z węgierskiego Political Institute Robert Laslo. Podobnie utratę władzy w mieście przyjął rządząca partia Orbána. Porażka jest tym dotkliwsza, że Tarlós jednocześnie był szefem stołecznego Fideszu.
– Budapeszt to dla Fideszu trudny teren. Nigdy nie udało mu się zdobyć tutaj większości w wyborach parlamentarnych. Wygrywał w mieście, bo opozycja była rozdrobniona – stwierdził inny politolog. W stolicy mieszka około 1/5 mieszkańców kraju i pochodzi stąd około 1/3 węgierskiej produkcji przemysłowej.
Przed niedzielnymi wyborami lokalnymi partie opozycyjne zjednoczyły się i wystawiły wspólnych kandydatów. Doprowadziło to do wygranej nie tylko w stolicy, ale i w siedmiu innych dużych miastach kraju (m.in. w Egerze, Pecsu, Miszkolcu i Szombathely). Wraz z wcześniej zdobytymi stanowiskami daje to opozycji władzę w dziesięciu miastach. Analitycy zauważyli, że frekwencja wyborcza w większych miastach był większa niż w poprzednich wyborach w 2014 roku. Ale nie oznaczało to automatycznie zwycięstwa opozycji.