Brytyjski premier miał we wtorek wczesną i niemiłą pobudkę. Jednomyślny wyrok 11 sędziów zapadł o 5:30 nad ranem czasu Nowego Jorku, gdzie szef rządu bierze udział w dorocznym posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Boris Johnson zapowiedział, że „potrzebuje czasu", aby ustosunkować się do orzeczenia. Zapewnił jednak, że „będzie respektował wyrok".
We wtorek Johnson spotkał się z Donaldem Trumpem, premierem Irlandii Leo Varadkarem i przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, ale nie doprowadziło to do żadnego przełomu w sprawie brexitu. Szef rządu wystąpił także przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ. W chwili zamykania tego wydania „Rzeczpospolitej" nie było jasne, czy skróci pobyt w USA i powróci do Londynu już we wtorek wieczorem.
Dymisja premiera
Grunt pod nogami premiera się jednak pali.
– Powinien zastanowić się, czy w obecnej sytuacji może nadal pełnić swoją funkcję – uznał lider laburzystów, Jeremy Corbyn.
Dymisji Johnsona domagają się także liberalni demokraci i szkoccy nacjonaliści. To w połączeniu z grupą proeuropejskich rebeliantów w Partii Konserwatywnej mogłoby nawet doprowadzić do obalenia obecnego rządu. Ale taki scenariusz wydaje się na razie mało realny, bo Corbyn obawia się, że votum nieufności przy braku większości dla alternatywnego premiera zakończy się przedterminowymi wyborami i wyprowadzeniem bez umowy Królestwa z Unii 31 października przez tymczasowy rząd pod kierunkiem Johnsona. Co więcej, mając na koncie brexit, obecny premier mógłby liczyć na triumfalny sukces przy urnach i utrzymanie się u władzy.