Trzy tygodnie temu na praskim lotnisku Václava Havla miał wylądować mężczyzna z rosyjskim paszportem dyplomatycznym. Czekał na niego samochód, którym udał się do ambasady Rosji w stołecznym rejonie Dejvice. Historię tajemniczego podróżnika opisał w poniedziałek czeski tygodnik „Respekt", który powołując się na źródła, twierdzi, że mężczyzna miał w walizce podręcznej rycynę. To niebezpieczna trucizna, która powoduje śmierć w ciągu kilkudziesięciu godzin.
Początkowe objawy idealnie pasują do czasów pandemii, są podobne do grypy: gorączka, osłabienie i bóle mięśni. Z informacji tygodnika wynika, że czeskie służby wiedziały o przybyszu i uznały, że stanowi zagrożenie dla dwóch praskich samorządowców.
Chodzi o burmistrza całej stolicy Zdeňka Hřiba, który poparł w lutym przemianowanie placu, przy którym mieści się ambasada Rosji, na plac Borisa Niemcowa (zamordowanego rosyjskiego opozycjonisty). Drugi to Ondřej Kolář, burmistrz dzielnicy Praga 6, która zdecydowała o usunięciu na początku kwietnia pomnika marszałka Iwana Koniewa (który m.in. osobiście dowodził stłumieniem antykomunistycznego powstania na Węgrzech w 1956 r.).
Obaj, twierdzi „Respekt", zostali objęci całodobową ochroną. Burmistrz Pragi w rozmowie ze stacją Echo Moskwy powiedział, że zamach na niego rzeczywiście był przygotowywany i że został objęty ochroną dwa tygodnie temu. Na prośbę policji nie może komentować sprawy.
Autor publikacji w tygodniku „Respekt" Ondřej Kundra, powołując się na źródła, twierdzi, że tajemniczy dyplomata jest tak naprawdę funkcjonariuszem jednej z rosyjskich tajnych służb. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" przyznaje, że „nic mu nie wiadomo o dalszym losie tego człowieka". Nie tłumaczy też, skąd wiadomo o rycynie w walizce.