Godzina, miejsce i format głównej debaty tegorocznych wyborów prezydenckich są przedmiotem burzliwej dyskusji od 31 marca. Tuż po zamknięciu lokali wyborczych było już wiadomo, że w drugiej turze o fotel prezydenta powalczą ze sobą artysta kabaretowy Wołodymyr Zełenski i starający się o reelekcję Petro Poroszenko. To Poroszenko wezwał komika na debatę, gdy zobaczył, że zgodnie z sondażami ten z niemal dwukrotną przewagą wygrał pierwszą turę (30,24 proc.).
W 2014 r. sam Poroszenko odmówił udziału w debatach, na które był wzywany przez Julię Tymoszenko. Sondaże wróżyły mu zwycięstwo, więc postanowił nie ryzykować. Podobnie mógłby postąpić Zełenski, bo teraz on typowany jest na zwycięzcę drugiej tury 21 kwietnia, i to z dużą przewagą.
Kabareciarz przyjął zaproszenie w ubiegłą środę, ale pod warunkiem, że debata odbędzie się na Stadionie Olimpijskim w centrum Kijowa przed 70-tysięczną widownią. Zaproponował też, by przed debatą przejść badania medyczne na obecność alkoholu i narkotyków we krwi. Obaj je przeszli w ubiegłym tygodniu, ale w różnych miejscach. Zaczęli też nawzajem oskarżać się o nierzetelność tych badań. Od kilku dni w ukraińskich mediach przedmiotem dyskusji było np. to, że Poroszenko oddał mocz, krew i włosy, a Zełenski jedynie krew.
W sieci nawet pojawiło się zmanipulowane nagranie fragmentu wywiadu Zełenskiego dla Ukraińskiej Prawdy, w którym kabareciarz jakoby mówi, że „wącha narkotyki, ale nie ciężkie". Manipulacja wyszła na jaw, gdy portal opublikował oryginał nagrania, które zresztą od miesięcy było dostępne w sieci.
W rzeczywistości Zełenski mówił, że „wącha kawę". Popierający Zełenskiego deputowany Rady Najwyższej i znany dziennikarz Serhij Łeszczenko zarzucił Poroszence, że ten zatrudnił „specjalistę szkalowania" z Izraela niejakiego Mosze Klughafta. Łeszczenko ostrzega Zełenskiego przed zbliżającą się „falą personalnych ataków".