– By nie brano łapówek, należy przestać je dawać – podsumował najnowsze dane prokuratury generalnej rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow.
Według prokuratorów w porównaniu z ubiegłym rokiem o 12 proc. wzrosła liczba „przestępstw korupcyjnych" (a dokładniej – złapanych przestępców). Łapówkarstwo jest jednak jedynie częścią tej kategorii przestępstw, stanowi za to połowę wykrytych i wzrosło aż o jedną piątą.
Rosyjskie prawo rozróżnia „niewielkie łapówki" (tzn. o wartości do 10 tys. rubli – obecnie to równowartość ok. 130 dol.), a drobni łapówkarze stanowią jedynie jedną trzecią wszystkich. Mimo to rzecznik Kremla Pieskow uważa, że „codzienna korupcja" (przekupywanie lekarzy czy policjantów) jest najgroźniejsza. – Ona jest straszna. Tam krążą ogromne pieniądze – powiedział człowiek, który od sześciu lat nie jest w stanie sensownie wytłumaczyć, skąd ma szwajcarski zegarek Richard Mille Skull Tourbillon 52 za ponad 0,5 mln dol. (wart cztery jego roczne pensje). Obecnie oficjalnie obowiązuje wersja, że dostał go w prezencie od swojej trzeciej żony, dwukrotnej mistrzyni świata w łyżwiarstwie figurowym Tatiany Nawki.
Ale nie wszyscy rosyjscy urzędnicy mają tak utytułowane żony, dlatego pewnie w parlamencie przyjmowana jest obecnie ustawa o „przypadkowej korupcji" osób pełniących funkcje państwowe. Zwalnia ona od odpowiedzialności za przyjęcie łapówki „wymuszone okolicznościami zewnętrznymi" (w tym katastrofami naturalnymi czy ograniczeniami nałożonymi przez państwo, niekoniecznie rosyjskie).
– Niesprawiedliwym byłoby podejrzewać Dumę, że taką ustawą chce częściowo ochronić urzędników przed działaniem praw antykorupcyjnych. Jednak można nie mieć wątpliwości, że w rosyjskich realiach ustawę spróbują zamienić w rodzaj immunitetu dla skorumpowanych – stwierdziła niezależna dziennikarka Tatiana Felgengauer.