Odbył się on w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk. Według saudyjskiego portalu Arab News strona arabska pracowała nad takim szczytem od trzech lat. Ma on być symbolicznym uznaniem, że obie wspólnoty są dla siebie ważnymi sąsiadami i partnerami.
Bo to już fakt, w ostatnich latach drastycznie zmalała liczba imigrantów przedostających się z Afryki Północnej do Europy, co jest częściowo efektem ustaleń między UE a państwami arabskimi.
Ale Unia chciałaby więcej i w sposób permanentny. Szczególnie zależy jej, żeby egipska straż przybrzeżna zawracała z morza tych, którzy wydostają się z pozbawionej skutecznych władz Libii. W tej sprawie Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, oraz Sebastian Kurz, kanclerz Austrii, rozmawiali z egipskim prezydentem Abd al-Fattahem as-Sisim i uzgodnili szczyt między UE a Ligą Państw Arabskich.
Logicznie w Egipcie, gdzie jest siedziba Ligi. Ale to też ważny gest dla rządzącego od 2014 r. prezydenta Egiptu, który dokonuje właśnie bardzo kontrowersyjnych zmian w konstytucji, mających mu zapewnić pozostanie na stanowisku nawet do 2034 r. Mimo że sam obiecywał, iż jego kadencje skończą się najpóźniej w 2022 r. – Pod wieloma względami dziś to jest pana sukces, panie prezydencie – powiedział Tusk do egipskiego przywódcy na wspólnej konferencji prasowej po zakończeniu szczytu.
Węgry i Marrakesz
UE ma świadomość, że USA ograniczają powoli swoją aktywność w regionie, już zapowiedzieli wycofanie się z Syrii. – Europa nie chce, żeby próżnię po Amerykanach wypełniły Rosja i Chiny – mówi cytowany przez agencję AFP unijny dyplomata. Ale sama Unia nie ma możliwości militarnych, tylko dyplomatyczne. A i te są osłabione, bo w polityce zagranicznej zawsze potrzebuje jednomyślności. Jak bardzo jest to frustrujące, można się było przekonać trzy tygodnie temu na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE i LPA w Brukseli. Nie zdołano nawet uchwalić wspólnej deklaracji, bo blokował ją Budapeszt. Tradycyjnie wetuje on wszystkie dokumenty, w których choćby wspomina się o traktacie migracyjnym z Marrakeszu. – Zapisy były niewinne, a sama próba ich umieszczenia zupełnie logiczna, biorąc pod uwagę, że Maroko jest członkiem Ligi Państw Arabskich. Ale Węgry są w tej sprawie głuche na argumenty – mówi „Rzeczpospolitej" nieoficjalnie ambasador jednego z państw UE.