Gregoretti: tej nazwy Matteo Salvini z pewnością nie zapomni nigdy. Nosił ją statek pełen imigrantów, który półtora roku temu starał się dobić do któregoś z włoskich portów. Salvini, wówczas wicepremier i szef MSW, tygodniami odmawiał na to zgody, wystawiając na szwank życie i zdrowie pasażerów.
W grudniu ub.r. sąd w Katanii postanowił wystawić za to rachunek dzisiejszemu liderowi opozycji i wystąpił do Senatu o zgodę na uchylenie mu immunitetu. Senatorowie stosunkiem 152 głosów za przy 76 przeciw wyrazili tydzień temu na to zgodę. Liderowi Ligi grozi teraz nawet 15 lat więzienia, no i koniec znakomicie rozwijającej się kariery politycznej.
Ale Salvini nie zdradza z tego powodu żadnych oznak zatroskania.
– Chciałem tylko bronić mojego narodu. Nie wiem, ile będzie ich kosztowało udowodnienie, że jestem kryminalistą. Ale muszą sobie zdawać sprawę, że tak naprawdę sądzą nie mnie, tylko naród – oświadczył w „La Stampie".
Piękna figura retoryczna nie do końca jest odcięta od rzeczywistości. Opublikowany w tym tygodniu sondaż dla instytutu TecNe pokazuje, że koalicja partii konserwatywnych i skrajnej prawicy – Ligi (30,4 proc.), Braci Włochów (12,5 proc.) i Forza Italia (7,2 proc.) – zdobyłaby ponad połowę głosów, co przy włoskiej ordynacji przekłada się na przytłaczającą większość w parlamencie. A chodzi o ugrupowania, które są zgodne, że należy maksymalnie ograniczyć imigrację. Latem ub.r. Salvini postanowił zerwać współpracę z populistycznym lewicowym Ruchem Pięciu Gwiazd (M5S) w nadziei, że otworzy to drogę do przedterminowych wyborów i przejęcia przez Ligę „całości władzy". Ten scenariusz się nie spełnił, bo niespodziewanie umiarkowana, lewicowa Partia Demokratyczna utworzyła koalicję z M5S, ruchem, który do tej pory był zaprzysięgłym wrogiem politycznego establishmentu.