Od kilku tygodni w komunikatach z protestów studentów stambulskiego elitarnego uniwersytetu Bogazici różnią się tylko liczby aresztowanych. We wtorek było ich ponad 200. Solidarnościowa akcja w Ankarze zakończyła się zatrzymaniem kolejnych 70 osób. Końca nie widać.
Studenci są zdeterminowani, sprzeciwiając się mianowaniu nowego rektora, który ma opinię akolity rządzącej od niemal dwóch dekad partii prezydenta Recepa Erdogana. Nie pochodzi ze środowiska akademickiego i są podobno dowody, iż splagiatował swą pracę doktorską.
W całej sprawie chodzi też o coś więcej. Po wprowadzeniu w Turcji ponad dwa lata temu systemu prezydenckiego rektorów uczelni mianuje osobiście szef państwa. Uczelnie są więc kolejnym obszarem zawłaszczanym przez system Erdogana.
– Nie ma żadnych oznak łagodzenia kursu w polityce wewnętrznej. Wręcz przeciwnie, jest wiele przykładów jego zaostrzenia – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Asli Aydintasbas, ekspertka European Council on Foreign Relations, obserwująca ostatnie wydarzenia ze Stambułu.
Lira rośnie w siłę
Kontrastuje to wyraźnie z otwarciem Erdogana na zagranicę i wstrzymaniem konfrontacyjnego kursu w relacjach z UE oraz Grecją. Jeszcze niedawno prezydent groził bowiem otwarciem granic z Grecją i Bułgarią dla rzesz przebywających w Turcji uchodźców z Syrii czy eksploracją złóż gazu na wodach Morza Śródziemnego będących w jurysdykcji Grecji czy Cypru.