„No co, doczekaliście się wreszcie swego ZSRR?! W Rosji oficjalnie powraca cenzura” – napisał na Twitterze mieszkający obecnie w Waszyngtonie były wiceminister finansów Siergiej Aleksaszenko.
Po wprowadzeniu przez Dumę poprawek do kodeksu administracyjnego, by nie zostać ukaranym za nielegalne rozpowszechnianie prasy, należy uzyskać zezwolenie Roskomnadzoru. To państwowa agencja, wchodząca w skład Ministerstwa Łączności, a odpowiedzialna za nadzór m.in. nad „masową komunikacją”.
– Tworzone są nowe bariery przed zagranicznymi mediami i wzmacniana jest cenzura, tym razem na poziomie ustawodawczym – uważa moskiewski adwokat Władimir Starinskij.
– Zamiarem parlamentu nie jest kontrolowanie obrotu pojedynczych egzemplarzy – uspokajał z kolei prawnik Fiodor Krawczenko. Ale inni przyjęcie parlamentarnych poprawek przyjęli znacznie bardziej nerwowo. „Od czasów sowieckich różni się to tym, że wtedy nie wolno było niczego publikować, a teraz usuwają wiadomości post factum” – napisał jeden z komentatorów.
Wszystkich niepokoją jednak nie pojedyncze akty prawne, ale to, że nagle pojawiło się ich kilka. Pod koniec ubiegłego tygodnia bowiem weszły w życie dwie ustawy: jedna o karaniu za tzw. fake newsy („rozpowszechnianie informacji, o których z góry wiadomo, że są fałszywe”) oraz o karaniu za obrazę przedstawicieli władzy w internecie.