- Żeby przywrócić polityczną harmonię w Polsce, trzeba na nowo uwierzyć - to apel do pana prezydenta, do pani premier - że to jest i wielki zaszczyt, i obowiązek być samodzielnym na swoich stanowiskach - mówił były szef rządu. Poprosił również przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Piotra Dudę, by stawał "po stronie słabszych, a nie po stronie władzy".
Największym zmartwieniem, według Tuska, jest w tej chwili groźba utracenia przez Polskę silnej pozycji w świecie. Jak mówił Tusk, światu trudno jest zrozumieć, że Polska, która była dumą Europy, odwraca się od niej "jeśli nie plecami, to bokiem". Według byłego premiera ekipa rządząca obecnie Polską nie chce jej wyprowadzić z UE, ale skutki i działania rządu prowadzą do erozji zaufania między Unią a Polską. Pojawienie się wielu wątków antyzachodnich czy antyeuropejskich jest tym bardziej niebezpieczne, zdaniem byłego premiera, że w UE następuje coś w rodzaju zmęczenia naszą częścią Europy. A, jak podkreślił Tusk, "nasze bezpieczeństwo i zdolność przeżycia zależą od tego, na ile jesteśmy zakorzenieni we wspólnocie".
Tusk zapewnił, że nie będzie prosił polskiego rządu o poparcie w swoich staraniach o druga kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.
- To nie jest kampania wyborcza, ani wyścig o miejsce pracy. Skończy się kadencja, poszczególne rządy mnie ocenią - mówił. - Mam mało nadziei, że rząd PiS będzie mnie wspierał w Brukseli, choć prosta kalkulacja wskazuje, że lepiej by było, gdybyśmy mieli wpływy.
Pytany o swój ewentualny powrót do polskiej polityki Tusk stwierdził, że planowanie cztery lata do przodu byłoby wyrazem naiwności.
- Ja i tak tym wszystkim, którzy robią źle Polsce, nie odpuszczę, czy w Brukseli, czy po powrocie do kraju - zakończył Tusk.