"Solidarność": Pięćset dni rewolucji

Skoro nie spełniła się obietnica Edwarda Gierka, że Polska „będzie rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej" – Polacy postanowili żyć godniej.

Aktualizacja: 14.08.2017 12:30 Publikacja: 14.08.2017 00:01

Foto: IPN

W związku z przypadającą dziś rocznicą rozpoczęcia przez Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku przypominamy tekst, który ukazał się we wrześniu 2015 roku w "Plusie Minusie".

W drugiej połowie lat 70. w PRL żyło się coraz gorzej, coraz dłużej czekało się na mieszkanie, coraz częściej brakowało prądu i opału i coraz trudniej było znaleźć w sklepach artykuły pierwszej potrzeby. Nie szanowano również praw obywatelskich, a opozycjonistów, którzy się o nie upominali, poddawano licznym szykanom, takim jak dwudobowy areszt, rewizje czy przesłuchania. W efekcie w społeczeństwie rosła frustracja i niezadowolenie, brakowało jednak impulsu, który popchnąłby je do otwartego buntu.

1 lipca 1980 roku władze, chcąc zaradzić trudnej sytuacji gospodarczej, zdecydowały się na podwyżkę cen mięsa. To posunięcie wywołało falę strajków w całej Polsce, które w większości miejsc, w tym na Lubelszczyźnie, udało się wygasić obietnicami podwyżek dla strajkujących robotników. 14 sierpnia w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się jednak strajk, w którym oprócz podwyżek płac żądano przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz, zwolnionej za działalność na rzecz wolnych związków zawodowych.

W kolejnych zakładach ogłaszano strajki solidarnościowe, bunt rozlewał się na całe Trójmiasto. 16 sierpnia dyrekcja Stoczni zgodziła się m.in. na przywrócenie do pracy Walentynowicz oraz na podwyżki pensji. Kierujący strajkiem Lech Wałęsa ogłosił koniec strajku, ludzie zaczęli opuszczać zakład. Anna Walentynowicz wspominała: „Wydawało się nam, że jest to zwycięstwo. Wychodziliśmy z budynku »BHP«, gdy nagle Alinka Pienkowska (...) zaczęła krzyczeć: »A co z tamtymi ludźmi!? Jak my teraz spojrzymy w oczy wszystkim, którzy nas poparli w mieście!?«". Dzięki szybkiej reakcji Pienkowskiej i kilku innych kobiet udało się zatrzymać część pracowników i strajk został utrzymany. Był to przełomowy moment Sierpnia: przestał się liczyć wyłącznie własny interes, zaczynała się „Solidarność".

Stolica Polski w Trójmieście

W Gdańsku powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, opracowano listę 21 postulatów, wśród których najważniejsze miejsce zajmowało powołanie niezależnego i samorządnego związku zawodowego. Strajki w ciągu dwóch tygodni ogarnęły wszystkie większe ośrodki przemysłowe kraju: pod koniec sierpnia strajkowało 700 tys. osób w 750 zakładach. Władze były pod ścianą, I sekretarz KC PZPR Edward Gierek podjął decyzję o przystąpieniu do rozmów z robotnikami i wysłał do Gdańska, Szczecina i Jastrzębia-Zdroju swoich najbliższych współpracowników z zadaniem zakończenia strajków. Porozumienie gdańskie podpisano 31 sierpnia 1981 roku, wcześniej, bo 30 sierpnia, zakończono rozmowy w Szczecinie, ostatnie porozumienie sygnowano w Jastrzębiu-Zdroju 3 września.

Jesień 1980 roku to okres nie mniej gorący niż poprzedzające ją lato. Nowy związek obecny był wszędzie: placówki NSZZ „S" powstawały nie tylko w fabrykach, ale i na uczelniach, i w szpitalach. Ludzie uświadomili sobie, że możliwe jest dokonanie zmian.

Fenomen przełomu, który nastąpił w świadomości wielu Polaków, opisywał w swoich wspomnieniach Karol Modzelewski: „Był to czas, gdy polskie Joanny d'Arc (w spodniach lub w spódnicach) rodziły się na kamieniu tysiącami, by zmienić wszystko dookoła, poczynając od siebie (...) Przystąpienie do strajku, a także przystąpienie do niezależnego związku (...) było dla każdego przystępującego decyzją suwerenną. Dla ogromnej większości była to w obszarze życia publicznego pierwsza suwerenna decyzja w życiu. (...) Ludzie, którzy to robili, świadomie przekraczali Rubikon, zaprzeczając wcześniejszej uległości i czyniąc życie społecznej fabrycznej zbiorowości, związku i kraju przedmiotem swoich suwerennych działań. To właśnie stan ducha, który nazywamy rewolucją".

Ogólnopolski Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność" liczył blisko 10 milionów członków, co stanowiło mniej więcej połowę czynnych zawodowo Polaków. W tej sytuacji Stanisław Kania, od września 1980 roku pełniący funkcję I sekretarza KC PZPR, co prawda nie zdecydował się na frontalne uderzenie w „Solidarność", jednak władze niemal od samego początku sabotowały podpisane porozumienia.

Jednym z pierwszych tego przejawów był tzw. kryzys rejestracyjny. „Solidarność" złożyła do sądu wniosek o legalizację na podstawie statutu, w którym nie wspomniano o przewodniej roli PZPR. Sędzia prowadzący sprawę samowolnie dopisał do statutu stosowny passus. Wywołało to powszechne oburzenie, „Solidarność" ogłosiła gotowość strajkową w całym kraju. Ostatecznie doszło do kompromisu – związek został zarejestrowany, ale do statutu załączono aneks, w którym znajdował się zapis o kierowniczej roli PZPR w państwie.

Konflikty na linii PZPR–„Solidarność" stały się niemal codziennością. Władze konsekwentnie realizowały taktykę „odcinkowych konfrontacji" polegającą na wciąganiu związkowców w liczne drobne konflikty. „Trzeba ich uwikłać w tysiące spraw, ja im współczuję, bo to są kochane, niekiedy młode chłopaki, a wdali się w tę wielką politykę, no ale nie ma innego wyjścia" – mówił Andrzej Żabiński, I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.

Kryzys bydgoski – i następne

Największy kryzys nastąpił w marcu 1981 roku. W Bydgoszczy milicjanci ciężko pobili kilku działaczy „Solidarności", w tym Jana Rulewskiego, przewodniczącego związku w regionie. W odpowiedzi „Solidarność" ogłosiła strajk ostrzegawczy i zagroziła sięgnięciem po swoją najgroźniejszą broń – strajk generalny. Do ostatecznej konfrontacji jednak nie doszło: zwyciężyła umiarkowana linia Wałęsy, który obawiał się, że strajk generalny może sprowokować inwazję wojsk sowieckich.

Związek odwołał protest w zamian za obietnicę ukarania winnych pobicia oraz rejestracji rolniczej „Solidarności". Taki obrót sprawy spotkał się z krytyką niektórych członków Krajowej Komisji Porozumiewawczej, którzy wytykali Wałęsie zbytnią ustępliwość.

Jednym z najważniejszych wydarzeń 1981 roku był I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność", który miał miejsce w gdańskiej Hali Olivia we wrześniu i pierwszych dniach października. I KZD był poprzedzony kilkumiesięcznymi przygotowaniami – najpierw należało wyłonić lokalne władze związkowe (zarządy regionów) oraz 900 delegatów na zjazd. „Solidarność" przeprowadziła zatem pierwsze od wielu lat wolne wybory w skali ogólnopolskiej (delegaci reprezentowali prawie 10 milionów Polaków).

Zjazd był szkołą demokracji. Członkowie „Solidarności" nie mieli wcześniej – w warunkach systemu komunistycznego – możliwości zetknięcia się z tego typu mechanizmami podejmowania decyzji. Mimo to I KZD wypełnił większość postawionych przed nim zadań, m.in. wybrał nowe władze – Komisję Krajową, funkcję przewodniczącego powierzył natomiast Lechowi Wałęsie (kontrkandydatami w wyborach byli m.in. inni liderzy strajków sierpniowych: Andrzej Gwiazda i Marian Jurczyk). Zjazd uchwalił także program „Samorządna Rzeczpospolita", w którym zarysowano wizję nowego ustroju z silnymi samorządami.

„Solidarność" nie miała możliwości wdrożenia w życie swoich założeń programowych. W październiku 1981 roku stanowisko I sekretarza KC objął gen. Wojciech Jaruzelski. To on dokończył prowadzone od jesieni ubiegłego roku przygotowania do stanu wojennego. Jednocześnie sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta: nasilał się kryzys gospodarczy, wybuchały coraz to nowe strajki, a władze nastawione na siłową rozprawę ze społeczeństwem nie przejawiały woli rozwiązania narosłych konfliktów. Decydujące uderzenie w „Solidarność" nastąpiło 13 grudnia 1981 roku, władze wprowadziły stan wojenny i rzuciły przeciw społeczeństwu wojsko i milicję. „Solidarność" nie została całkowicie zniszczona: została zepchnięta do podziemia i tam kontynuowała rozpoczętą latem 1980 roku walkę.

Autor jest historykiem, pracownikiem IPN we Wrocławiu, specjalizuje się w dziejach opozycji akademickiej. Opublikował m.in. monografię „Studencki Komitet Solidarności we Wrocławiu 1977–1980" (Warszawa 2011)

W związku z przypadającą dziś rocznicą rozpoczęcia przez Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku przypominamy tekst, który ukazał się we wrześniu 2015 roku w "Plusie Minusie".

W drugiej połowie lat 70. w PRL żyło się coraz gorzej, coraz dłużej czekało się na mieszkanie, coraz częściej brakowało prądu i opału i coraz trudniej było znaleźć w sklepach artykuły pierwszej potrzeby. Nie szanowano również praw obywatelskich, a opozycjonistów, którzy się o nie upominali, poddawano licznym szykanom, takim jak dwudobowy areszt, rewizje czy przesłuchania. W efekcie w społeczeństwie rosła frustracja i niezadowolenie, brakowało jednak impulsu, który popchnąłby je do otwartego buntu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami