Swą codzienną, nieustanną apostolską działalność utrzymywał w głębokim ukryciu, bo pochodził z bardzo bogatej rodziny włoskich burżujów, a jego ojciec senator i ateista w jednej osobie był właścicielem liberalnego dziennika „La Stampa".
Żarliwa wiara młodzieńca była traktowana przy codziennych celebrowanych posiłkach jako zwyczajna fanaberia. Padre już dawno wyznaczył mu miejsce pracy w zarządzie spółki. Mógł więc synalek codziennie biegać sobie na mszę, przystępować do komunii świętej, mógł nawet zostać członkiem Konferencji Świętego Wincentego a Paulo i co wieczór odwiedzać domy biedoty na najbardziej podejrzanych uliczkach w rodzinnym Turynie. Widziano, jak tam chodził z różańcem w ręku. Wielu poznał i wielu pomógł, a oni nie zapomnieli tych wizyt. Wszyscy przyszli potem na jego pogrzeb. Mógł nawet angażować się politycznie, co wiele lat po jego śmierci wspominała siostra: „W 1920 r. (...) wstąpił do Partii Ludowej, która w tym okresie, w pełnej zapału atmosferze, rzeczywiście gromadziła znaczną część narodu, i od tego momentu jego polityka nie była niczym innym, jak tylko religią, aspektem jego wiary i nadziei".