Raport, który właśnie został opublikowany, jest na to kolejnym ważnym dowodem. Jeśli czytać go uważnie, uderzają bowiem dwie kwestie. „Wszystko wskazuje na to, że w latach 2001–2008 można mówić o systemowym tuszowaniu molestowania seksualnego dzieci i młodzieży poniżej 18. roku życia przez niektórych duchownych katolickich w Polsce" – czytamy w dokumencie. I choć można powiedzieć, że dla ludzi obserwujących problem wykorzystania seksualnego nieletnich w Kościele nie jest to tajemnicą ani zaskoczeniem, to dobrze, że taki wniosek znalazł potwierdzenie w raporcie. Ale jest i drugi, nie mniej istotny, element, a mianowicie fakt, że z tego dokumentu wynika także, że w polskich sądach istniało systemowe lekceważenie ofiar i powagi przestępstwa pedofilii. Kary nakładane na przestępców seksualnych były śmiesznie niskie, obrażające ofiary i niezapewniające im nie tylko poczucia sprawiedliwości, ale nawet bezpieczeństwa. Nie troszczono się i nadal się nie troszczy o pomoc psychologiczną czy psychiatryczną dla ofiar ani o wsparcie prawne dla nich. A jeśli dodać do tego fakt, że wielu – szczególnie tych lepiej ustawionych społecznie sprawców – w ogóle jest w stanie uwolnić się od odpowiedzialności, to obraz stanie się naprawdę dramatyczny.




Interesujące są jednak także szczegółowe dane przedstawione na podstawie badań akt sądowych, a także zgłoszeń spraw do komisji. Ani jedne, ani drugie nie są adekwatne ani w pełnie wiarygodne, ale pozwalają zobaczyć – choć tylko częściowo – mapę zjawiska. I tak jest pewne, że duchowni nie stanowią ani niemal 30 proc. sprawców (jak to jest w zgłoszeniach), ani 1 proc., jak w badaniach aktowych. Obie te liczby są nieadekwatne, bo do komisji relatywnie częściej zgłaszają się ofiary duchownych, gdyż ten problem został nagłośniony w mediach. Adekwatne dane poznamy w przyszłości, kiedy skala zjawiska – we wszystkich grupach społecznych – stanie się znana. Dobrze jednak, że te cząstkowe dane stają się publiczne. Istotne są też informacje dotyczące pokrzywdzonych. Z badań aktowych wynika, że ogromną ich większość (aż 93 proc.) stanowią dziewczynki, a tylko 7 proc. chłopcy. Choć warto mieć świadomość, że szczególnie dorosłym, pokrzywdzonym w dzieciństwie mężczyznom zgłoszenie sprawy przychodzi z ogromnym trudem. Natomiast 98 proc. sprawców to mężczyźni – prawdopodobnie i ta liczba jest przeszacowana, bo problem żeńskiej pedofilii jest nie tylko o wiele słabiej poznany i o wiele słabiej rozumiany, a także trudny do zbadania. Zgłoszenia do komisji są odmienne, choć także większość ofiar stanowią dziewczynki.

I na koniec warto sobie uświadomić, że przed nami długa droga poznawania skali zjawiska i liczby ofiar, a także długa droga zmiany mentalności. Jeśli ktoś liczy, że dokona się to błyskawicznie, rozczaruje się bardzo głęboko. Nic w tej sprawie nie dzieje się szybko i trzeba się przygotować na długi proces. Warto sobie jednak nieustannie uświadamiać, że ogromna większość z nas ma wśród znajomych i przyjaciół pokrzywdzonych nadużyciami seksualnymi w dzieciństwie. Zmiana mentalności nastąpi zaś naprawdę, gdy skupieni będziemy na dobru ofiar, na ich interesach, gdy zrozumiemy, co im się przydarzyło i stworzymy procedury, modele edukacji i działania, które będą pracować na rzecz dzieci.