Shaun Walker. Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości

Rosjanie nie potrafią zrozumieć, że my Czeczeni jesteśmy wolnymi ludźmi, wolnym narodem. Chcą, żebyśmy stali się tacy jak oni. Ale my nie chcemy być tacy jak oni.

Aktualizacja: 28.07.2019 15:48 Publikacja: 26.07.2019 17:00

Ramzan Kadyrow stał się jedynym człowiekiem, który mógł zapewnić tak pożądaną przez Kreml stabilność

Ramzan Kadyrow stał się jedynym człowiekiem, który mógł zapewnić tak pożądaną przez Kreml stabilność. Na zdjęciu: Kadyrow (w środku z brodą) pozuje do selfie z kadetami podczas Międzynarodowego Forum Wojskowo-Technicznego ARMY 2019 w Moskwie

Foto: Ramil Sitdikov/Sputnik

W różnych oddalonych od Czeczenii miejscach spotkałem się z Czeczenami, którzy uciekli z izb tortur Kadyrowa, a następnie wyjechali z kraju. Jeden z nich twierdził, że widział, jak człowieka oblano benzyną, po czym podpalono. Dostojny, starszy mężczyzna, którego synowie walczyli w partyzantce, opowiadał historie o potwornym biciu, o przykuwaniu kajdankami na całe dnie i noce do grzejnika w wilgotnej celi oraz o urządzeniach do elektrowstrząsów, które wyglądały niczym z czarno-białych horrorów z lat pięćdziesiątych: plątanina przewodów podłączonych do palców u rąk i nóg, które wywoływały straszliwy skurcz mięśni za każdym razem, gdy oprawca przesuwał ręczną dźwignię. Inny człowiek opowiadał, jak jego prześladowcy związali mu nadgarstki z nogami w kostkach i powiesili w ten sposób na pasku pod sufitem. Następnie ustawili go starannie pod takim kątem, żeby w czasie wypróżniania jego własne ekskrementy spływały mu po tułowiu i twarzy.

Rosyjskie i czeczeńskie władze publicznie zaprzeczały takim praktykom, ale nieoficjalnie usprawiedliwiały je jako konieczne do zapobiegania atakom terrorystycznym. Im częściej bojownicy uciekali się do ataków na ludność cywilną, tym mocniej Kadyrow i Rosjanie utwierdzali się w słuszności stosowania okrutnych metod, a im brutalniej działały władze, tym bardziej bezwzględne i niemoralne stawały się akty terroru.

W latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych ruch wyzwolenia Czeczenii nawoływał do utworzenia niezależnej republiki czeczeńskiej pod nazwą Iczkeria. Ruch ten używał wprawdzie islamistycznej retoryki, ale nawet tak przerażające akcje, jak wzięcie zakładników w moskiewskim teatrze na Dubrowce w 2002 roku oraz atak na szkołę numer 1 w Biesłanie w 2004 roku, miały na celu wywrzeć na Rosji presję, żeby wycofała swoje wojska z Czeczenii. Biorący w nich udział bojownicy okazali się gotowi do poświęcenia cywilnych ofiar, lecz – w przeciwieństwie do zamachów przeprowadzanych przez Al-Kaidę czy ISIS – ostateczna masakra nie była zamierzonym celem, ale efektem ubocznym, kiedy sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Brat Doku Umarowa

Doku Umarow, rudobrody bojownik będący samozwańczym prezydentem Iczkerii, w 2007 roku ogłosił powstanie Emiratu Kaukaskiego. Od tej chwili celem rebeliantów nie była walka o niepodległą Iczkerię, ale o Emirat Kaukaski, który swoim zasięgiem miał objąć cały Kaukaz z Umarowem jako jego tak zwanym emirem. Ukrywający się w wysokich górach i gęstych lasach Czeczenii partyzanci obiecywali spuścić na Kadyrowa i jego rosyjskich sojuszników falę terroru. W wyniku zamachów w moskiewskim metrze w 2010 roku zginęło kilkadziesiąt osób, w kolejnym roku zamachowiec-samobójca zaatakował na podmoskiewskim lotnisku Domodiedowo, zabijając w hali przylotów międzynarodowego terminalu co najmniej 36 osób. Na opublikowanym nagraniu Umarow przyznał się do zorganizowania obu tych operacji i wziął za nie odpowiedzialność. Teraz zatem bojownicy zaczęli „negocjować", przeprowadzając masakry na przypadkowych ludziach.

Kadyrow, chcąc ograniczyć do minimum ataki na terenie Czeczenii, wprowadził kary zbiorowe dla krewnych działających w podziemiu bojowników. Rosyjskie służby bezpieczeństwa tymczasem pozwoliły podejrzewanym rebeliantom po cichu wyjechać z kraju, zakładając, że poza granicami wyrządzą Rosji mniejsze szkody niż na jej terytorium. Doku Umarow zmarł w 2013 roku po tym, jak FSB zdołała zatruć jego jedzenie dostarczane do kryjówki terrorysty przez posłańca. W kolejnych latach wielu członków jego ugrupowania wyjechało do Syrii, walczyć w sprawie globalnego dżihadu, tym samym uwiarygadniając poniewczasie twierdzenia Rosji, że uczestniczy ona w walce z międzynarodowym terroryzmem, a nie w lokalnym konflikcie, do jakiego doprowadziły wieloletnie krzywdy doznane przez Czeczenów ze strony władzy carskiej, sowieckiej, a potem postsowieckiej. Większość Rosjan nie miała pojęcia o brutalnych deportacjach Czeczenów oraz o tym, jaką rolę pamięć o tamtych wydarzeniach odegrała w czeczeńskich żądaniach niepodległości.

Stało się jasne, że z czasem wielu poddanych Emiratu Kaukaskiego w pełni przeszło na radykalny islamizm i zaczęło wykorzystywać metody terrorystyczne do realizacji swoich celów. Wielokrotnie jednak spotykałem ludzi związanych z działaniami rebelianckimi i zawsze przywoływali oni bardzo konkretne krzywdy, jakie spotkały ich w przeszłości ze strony Rosji, nie stosowali natomiast islamistycznej retoryki o globalnym dżihadzie.

W 2011 roku, dwa lata przed otruciem Doku Umarowa, spotkałem się w Stambule z jego bratem Achmedem. Był jednym z wielu Czeczenów, z którymi rozmawiałem w biurach pewnej organizacji pozarządowej w pobliżu meczetu Fatih i podczas naszej pierwszej rozmowy nie ujawnił on swojej prawdziwej tożsamości. Dopiero później, gdy poskładałem w całość jego opowieść, dotarło do mnie, z kim tak naprawdę miałem do czynienia, i zorganizowałem kolejne z nim spotkanie. Przyznał wtedy, że faktycznie jest bratem najbardziej poszukiwanego człowieka w Rosji. Oznajmił, że za pośrednictwem bezpiecznych form łączności wciąż utrzymuje kontakt z Doku Umarowem.

Achmed mówił z namysłem i swadą. Opowiadał, że przed upadkiem Związku Radzieckiego przez osiem lat pełnił funkcję sekretarza lokalnego Komsomołu, młodzieżowej organizacji komunistycznej. W latach dziewięćdziesiątych założył małą firmę, ale potem wybuchła wojna i dołączył do walczących z Rosją partyzantów. Twierdził, że podczas drugiej wojny nie brał już udziału w walkach, lecz jedynie pomagał bojownikom z zaopatrzeniem. W 2005 roku został aresztowany.

Schwytanie brata najgroźniejszego terrorysty w Rosji było nie lada kąskiem dla Kadyrowa. Przez rok Achmed był bity i torturowany: zakładano mu na głowę foliowy worek i skutego kajdankami wieszano na zamontowanym w suficie haku. Oprawcy podchodzili do niego od tyłu i razili go prądem za pomocą pałek elektrycznych. A czasami ograniczali się do starego, dobrego bicia.

Pewnego dnia, zamiast dotychczasowych czeczeńskich katów, do pomieszczenia wszedł wygadany Rosjanin, który – jak podejrzewał Achmed – był wysokim rangą oficerem wywiadu. Ciało Achmeda było już wówczas całe posiniaczone, ale Rosjanin oznajmił mu, że nie przyszedł go bić.

– Był filozoficznie nastawionym facetem, chciał ze mną rozmawiać o życiu i świecie. Spytał mnie, kogo bym poparł, gdyby Ameryka wszczęła wojnę z Rosją. Zastanowiłem się przez chwilę, a potem odparłem, że Amerykę. Gdyby Rosja przez ostatnie trzysta lat okazywała Czeczenom ludzką twarz, wówczas bez wątpienia walczyłbym w obronie Rosji. To w końcu nasz sąsiad. Ale nic takiego nie miało miejsca.

Dlaczego mam oszukiwać ludzi?

Achmeda przyprowadzono w końcu przed oblicze Kadyrowa, który oznajmił mu, że jego ojciec również został aresztowany. Kadyrow obiecał uwolnić ojca Achmeda, pod jednym wszakże warunkiem: Achmed ma wystąpić w telewizji i potępić swojego brata-terrorystę, a także przyrzec posłuszeństwo Kadyrowowi jako prawdziwemu przywódcy Czeczenii. Ze względu na ojca Achmed się zgodził. Kadyrow natychmiast kazał mu zdjąć kajdanki, po czym uściskał go serdecznie. Następnie Achmeda zaprowadzono do luksusowego apartamentu, kazano mu wziąć prysznic i dano ubrania na zmianę. W kolejnych tygodniach towarzyszyła mu ochrona oraz zespół sześciu psychologów, którzy mieli go przygotować do występu.

Achmed udzielił w końcu wywiadu rosyjskiej telewizji, ale wyemitowano tylko jej fragment. Dziennikarz chciał, aby Achmed powiedział do kamery, jak bardzo jest wdzięczny Rosjanom, że tak pięknie odbudowali Grozny. W tym momencie Achmed, którego ojciec wbrew obietnicom nie został jeszcze uwolniony, stracił cierpliwość. Odmówił udziału w zakłamywaniu przeszłości.

– Odpowiedziałem mu, że miasto było piękne już wcześniej, zanim zostało zniszczone przez Rosjan. Czemu mam być wdzięczny za to, że je odbudowaliście, dlaczego mam oszukiwać ludzi? Putin dorobił się prezydentury na czeczeńskiej krwi. Jeśli chcecie zaprowadzić tu pokój, wycofajcie po prostu wszystkie jednostki specjalne, które porywają i torturują ludzi.

Po tym zakończonym skandalem wywiadzie Achmed został wtrącony z powrotem do celi, gdzie spędził kolejne dwa lata. Wprawdzie już go nie bito, ale często słyszał krzyki torturowanych mężczyzn i gwałconych kobiet. Pewnej nocy dokonał planowanej od dawna ucieczki (nie chciał zdradzić szczegółów), wydostał się z Czeczenii, po czym przez różne części Rosji przedostał się na Ukrainę, a stamtąd przez Morze Czarne do Stambułu.

Achmed wyrażał poparcie dla dążeń brata i umniejszał straszliwe terrorystyczne metody stosowane przez Emirat Kaukaski, ale nawet on nie posługiwał się językiem dżihadu, lecz raczej przedstawiciela uciśnionej grupy etnicznej. Islamizm, jak przekonywał, stanowił po prostu dla ludów Kaukazu najlepszy sposób na zjednoczenie przeciwko Rosji. W obecnych czasach było to jedyne narzędzie, które dawało szanse na realizację wieloletnich marzeń o niepodległości.

– Odkąd Rosjanie rozpoczęli podbój Kaukazu, nie było takiego pokolenia, w którym ojcowie mogli przekazać synom owoce swojej pracy: albo ich zabijano, albo wysiedlano, albo upokarzano. Każde kolejne pokolenie musiało zaczynać życie na nowo, od zera. Rosjanie nie potrafią zrozumieć, że jesteśmy wolnymi ludźmi, wolnym narodem. Chcą, żebyśmy stali się tacy jak oni. Ale my nie chcemy być tacy jak oni. Mówią nam, że powinniśmy żyć w ich systemie, a wtedy ten system da nam chleb, mąkę i cukier. Ale jeśli ten system mi się nie podoba i nie mam ochoty w nim żyć? Co mam wtedy zrobić?

Jak z finału V symfonii Szostakowicza

W nowej Czeczenii Rosjanie nie mówili już jednak jej mieszkańcom, jak mają żyć. Niemal wszystkie kluczowe stanowiska w administracji republiki były obsadzone przez Czeczenów, którzy odpowiadali przed Ramzanem Kadyrowem, a nie przed Moskwą. Czeczeni mogli swobodnie posługiwać się narodowym językiem i praktykować islam, a kluczowe dla ich życia decyzje zapadały w Groznym, nie w Moskwie. Było to wszystko, czego w gruncie rzeczy pragnęli pierwsi orędownicy niepodległości Czeczenii. Na tym polegał kompromis, który zawarła Moskwa, aby utrzymać kontrolę nad tym terytorium. W zamian jednak Czeczeni mieli przekonstruować swoją pamięć o przeszłości i tolerować kult jednostki otaczający Kadyrowa. Kiedy Ramzanowi zależało na demonstracji swej politycznej siły, gromadzono setki tysięcy Czeczenów i wysyłano ich na ulice w ramach „spontanicznych" marszów poparcia. Tłumy przelewały się ulicami Groznego, machając flagami, ściskając w rękach baloniki i unosząc w górę gigantyczne portrety Ramzana, który z czasem zyskał sobie miano „padyszacha", czyli cesarza.

Wielu Czeczenów autentycznie odczuło ulgę, gdy Ramzan Kadyrow zaprowadził pokój: aż za dobrze znali wszelkie okropności wojny. Część osób, które w telewizji lub podczas pochodów wykrzykiwały swoją miłość do Kadyrowa, robiła tak zapewne ze szczerego przekonania. Czeczeni byli jednak dumnym narodem, o silnym przywiązaniu do rodziny i wolności osobistej, dlatego też korzenie się przed władcą absolutnym traktowali jako coś poniżającego. Wiele osób mówiło po cichu w prywatnych rozmowach, że są przerażeni kultem i ceremoniałem, jakim otaczany jest Kadyrow. Gdy obserwowałem odbywające się w Groznym parady, przypomniały mi się przypisywane Dymitrowi Szostakowiczowi słowa na temat pompatycznego finału jego V symfonii, która swoją premierę miała w 1937 roku w szczytowym momencie stalinowskich czystek: „Tak jakby ktoś bił człowieka, żądając: »Masz być radosny«, a ów wstaje, chwiejąc się i odchodzi, mamrocząc do siebie: »Mam być radosny, mam być radosny«".

Metody stosowane przez Kadyrowa uczyniły z niego pariasa na arenie międzynarodowej, lecz dzięki wsparciu Putina cieszył się bezkarnością, a Zachód służył mu jako pożyteczny retoryczny worek treningowy. Pomimo to szukał jednak uznania dla prawowitości swojej władzy nad Czeczenią poprzez akceptację ze strony wynajętych zachodnich sław. Podobnie jak dziewiętnastowieczni kupcy zabiegający o przychylność na dworach środkowoazjatyckich emirów, chętnie przybywali oni do Groznego prywatnymi odrzutowcami, aby pokłonić się przed Kadyrowem i zachwalać jego ukochane projekty, a wszystko to w zamian za sowite honorarium. Wśród nich znajdowali się między innymi brazylijscy piłkarze, którzy brali udział w ustawianych meczach na głównym stadionie w stolicy (Kadyrow spudłował dwa karne, ale i tak udało mu się zdobyć dwie bramki), a także Mike Tyson, który przyjechał obejrzeć pojedynek bokserski. Gérard Depardieu, który później otrzymał rosyjskie obywatelstwo, pojawił się w Czeczenii, żeby nakręcić film klasy B i zabawić się w towarzystwie swojego „dobrego przyjaciela" Ramzana. Gdy na konferencji prasowej zapytałem o kwestię łamania praw człowieka, francuski aktor bardzo się zdenerwował. Kiedy później tego samego dnia – ubrany w okrywającą jego słoniowatą sylwetkę niczym wielki namiot białą, lnianą koszulę – przemierzał hol Grozny City, pokiwał na mnie palcem z udawaną srogością i spytał:

– Co, jeszcze cię nie zabili, Angliku?

Wydawał się niezmiernie rozbawiony swym żartem, w którym odgrywałem rolę niedouczonego zachodniego dziennikarzyny uważającego Czeczenię za ponury, brutalny kraj, gdy tymczasem jego przyjaciel Ramzan zbudował nową czarującą stolicę z pięknymi pięciogwiazdkowymi hotelami.

Happy Birthday, Mr. President

Trzydzieste piąte urodziny Kadyrowa w 2011 roku zbiegły się w czasie z nowo ogłoszonym świętem publicznym, czyli Dniem Miasta Grozny. Uroczyste obchody zostały zwieńczone wieczorem galowym koncertem. Wydarzenie to miało z pozoru uczcić odbudowę Groznego, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę chodziło o uhonorowanie jego patrona. Losy Kadyrowa i czeczeńskiej stolicy były wszak ze sobą nierozerwalnie związane.

Kucałem z plecami opartymi o scenę nowo wybudowanej odkrytej areny, na której zasiadło około dwustu zaproszonych VIP-ów. Przyglądałem się, jak Kadyrow siedzi rozparty w fotelu w pierwszym rzędzie i uśmiecha się z zadowoleniem, słuchając peanów na swoją cześć, jakie ze sceny wygłaszały drugoligowe, zachodnie gwiazdy. Specjalnie dla niego występowali między innymi Jean-Claude Van Damme, skrzypaczka Vanessa Mae i piosenkarz Seal.

– Czułam energię tutejszych ludzi i widziałam, że wszyscy są niezwykle szczęśliwi – rozpływała się aktorka Hilary Swank, zanim zaśpiewała zmysłowym głosem „Happy Birthday, Mr. President", a Kadyrow wyszczerzył się w uśmiechu niczym Kot z Cheshire. Protekcja i pochwały płynące od tych ignoranckich zachodnich sław pozwalały podtrzymać oficjalną narrację o Ramzanie – a co za tym idzie, także o Putinie – jako dobroczyńcy czeczeńskiego ludu, który wcale nie został pokonany, lecz wyzwolony. Nie dziwiłem się miejscowym, którzy brali udział w tej zorganizowanej przez Kadyrowa farsie, ale obcokrajowcy nie mieli na to żadnego dobrego wytłumaczenia.

Sytuacja polityczna stawała się coraz bardziej wynaturzona, w miarę jak Kadyrow coraz bardziej upajał się absolutną władzą, atakując swych poddanych w transmitowanych przez telewizję surowych reprymendach, gdy jego służby przyłapały ich na wysyłaniu krytycznych wobec rządu wiadomości tekstowych. W swych rozlicznych rezydencjach trzymał egzotyczne zwierzęta i z ogromną prędkością pędził przez Czeczenię kawalkadą kilkudziesięciu luksusowych samochodów. Przeciwnicy polityczni Kadyrowa w dalszym ciągu padali ofiarami pobić lub nawet gorszych wypadków. Kilku kadyrowców trafiło do aresztu za zamordowanie w Moskwie w 2015 roku Borysa Niemcowa, rosyjskiego polityka opozycji, co zapewne było nietrafioną ze strony Kadyrowa próbą zadowolenia swego feudalnego władcy. W 2017 roku służby bezpieczeństwa Kadyrowa rozpoczęły obławę na mężczyzn podejrzewanych o homoseksualizm. Poznałem kilku czeczeńskich gejów, którzy uciekli z kraju, część z nich była poddawana w tajnych więzieniach Kadyrowa takim samym torturom z użyciem elektrowstrząsów jak podejrzewani o związki z islamizmem bojownicy.

Ale nawet gdy kult jednostki oraz dyktatorskie rządy Kadyrowa przybierały coraz bardziej groteskowy wymiar, istota porozumienia pomiędzy Czeczenią a Moskwą pozostawała niezmienna: odłożymy nasze historyczne żale na bok, naszą najważniejszą ulicę nazwiemy imieniem człowieka, który zbombardował nam stolicę i złożymy mu najbardziej wiernopoddańczy hołd, jaki można sobie wyobrazić, a w zamian możemy się cieszyć fruktami z jego spiżarni.

Putin i Kadyrow dążyli do tego porozumienia z różnych powodów: Kadyrowowi chodziło o podkreślenie jego osobistej roli jako przywódcy narodu, podczas gdy Putinowi zależało na złożeniu przez Czeczenię przysięgi wierności Moskwie. Był to dowód na to, że w Czeczenii wreszcie zapanowała „stabilizacja", a Moskwa miała prawo walczyć o to terytorium, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak szczęśliwi – przynajmniej teoretycznie – czuli się Czeczeni pod rosyjskim panowaniem. Spokojna Czeczenia, pełna rosyjskich flag i portretów Putina, stanowiła najlepszą oznakę tego, że rosyjski prezydent zrealizował swą misję uleczenia bólu i poczucia straty, jakie pozostawił po sobie rok 1991. Ale Kadyrow stał się teraz jedynym człowiekiem, który mógł zapewnić tak pożądaną przez Kreml stabilność i w związku z tym domagał się od centrali coraz większych środków i specjalnych przywilejów. Jak ujęła to dziennikarka Anna Politkowska, zanim zginęła przypuszczalnie w odwecie za to, co pisała o Czeczenii pod rządami Kadyrowa: „Kreml wykarmił małego smoka, którego teraz musi ciągle dokarmiać, by ten nie ział wokół ogniem".

Zwykli Czeczeni stanęli przed trudnym wyborem. Mogli stawić czoło duchom przeszłości, co skazywało ich na emigrację lub dalszą walkę z Rosjanami i reżimem Kadyrowa za pomocą jeszcze bardziej perwersyjnych i nihilistycznych metod. Albo też mogli zapomnieć o przeszłości, zaangażować się w fałszywe poczucie szczęśliwości i dziękować za to, że choć sytuacja polityczna może się wydawać trudna, to przynajmniej nie ma wojny. Nie było sensu rozpamiętywać przeszłości, byli wszak narodem wyzwolonym, niepokonanym, a jedyne łzy, jakie powinny im płynąć po twarzach, to łzy radości. Czeczeni zawsze dobrze pamiętali swoją historię, ale to ściągało na nich tylko same nieszczęścia. Może nastał czas, by spróbować innego podejścia.

Fragment książki Shauna Walkera „Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości" w przekładzie Mariusza Gądka, która ukaże się 31 lipca nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W różnych oddalonych od Czeczenii miejscach spotkałem się z Czeczenami, którzy uciekli z izb tortur Kadyrowa, a następnie wyjechali z kraju. Jeden z nich twierdził, że widział, jak człowieka oblano benzyną, po czym podpalono. Dostojny, starszy mężczyzna, którego synowie walczyli w partyzantce, opowiadał historie o potwornym biciu, o przykuwaniu kajdankami na całe dnie i noce do grzejnika w wilgotnej celi oraz o urządzeniach do elektrowstrząsów, które wyglądały niczym z czarno-białych horrorów z lat pięćdziesiątych: plątanina przewodów podłączonych do palców u rąk i nóg, które wywoływały straszliwy skurcz mięśni za każdym razem, gdy oprawca przesuwał ręczną dźwignię. Inny człowiek opowiadał, jak jego prześladowcy związali mu nadgarstki z nogami w kostkach i powiesili w ten sposób na pasku pod sufitem. Następnie ustawili go starannie pod takim kątem, żeby w czasie wypróżniania jego własne ekskrementy spływały mu po tułowiu i twarzy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu