Tomasz P. Terlikowski: Efekt Tradycji

Szumnie zapowiadany „efekt Franciszka" przynajmniej w kwestii powołań kapłańskich nie nadchodzi.

Aktualizacja: 15.07.2018 17:52 Publikacja: 13.07.2018 00:01

Święcenia kapłańskie w Bazylice św. Piotra

Święcenia kapłańskie w Bazylice św. Piotra

Foto: AFP

Z roku na rok, także w Polsce, o Europie Zachodniej nie wspominając, spada liczba wyświęcanych kapłanów. A to oznacza, że likwiduje się parafie, ogranicza liczbę sprawowanych mszy świętych, a wreszcie sprzedaje świątynie. I nic nie wskazuje na to, by ktoś w Kościele miał pomysł, jak temu zaradzić. Dokładniej zaś rzecz ujmując, ktoś może taki pomysł ma, ale od jakiegoś czasu (od ok. 50 lat na Zachodzie) linia przyjęta przez większość hierarchów uniemożliwia dostrzeżenie wyjścia z dramatycznej sytuacji. I to mimo że dowody na nieskuteczność przyjętej drogi i skuteczność odmiennej są na wyciągnięcie ręki.

O czym mówię? A choćby o sytuacji w Limerick. Tam, kilka lat temu, jezuici (którzy od dziesięcioleci nie mieli w Irlandii powołań i zwyczajnie musieli zamieszkać w domu starców) sprzedali swoją świątynię. Powstał w niej klub fitness. Inwestora dopadł jednak kryzys i kilkanaście miesięcy później sprzedał on – zlaicyzowany i pozbawiony części wystroju – kościół... Instytutowi Chrystusa Króla, czyli tradycjonalistycznemu zgromadzeniu, którego członkowie sprawują tylko mszę świętą trydencką, chodzą w sutannach i zachowują zwyczaje sprzed Soboru Watykańskiego II. Nie, nie są to staruszkowie, ale młodzi ludzie, którzy liturgię i ascezę właściwą przedsoborowemu katolicyzmowi odkryli w XXI wieku, i z pasją nią żyją, i to w kraju, gdzie niemal nie ma młodych zakonników czy sióstr zakonnych.

Doświadczenia innych krajów zachodnich są identyczne. We Francji, gdzie liczba święconych kapłanów nieustannie spada (w 2017 r. wyświęcono we Francji 133 księży, w tym – 2018 – już 114), jedyną grupą, gdzie przybywa święceń są... tradycjonalistyczne zgromadzenia: Bractwo Kapłańskie św. Piotra (swoją drogą przełożonym generalnym tego instytutu został wybrany w ubiegłym tygodniu Polak), Instytut Chrystusa Dobrego Pasterza i Instytut Chrystusa Króla. Aż 20 procent spośród wyświęcanych w tym roku we Francji kapłanów to... młodzi duchowni tradycjonaliści. Gdzie indziej, no może poza Paryżem, gdzie otwarto seminarium dla mężczyzn powyżej 40. roku życia, a wcześniej zreformowano styl kształcenia kleryków, jest dramatycznie. W 58 francuskich diecezjach nie wyświęcono ani jednego kapłana.

Ten obraz warto uzupełnić jeszcze kilkoma pociągnięciami pędzla. Otóż tak się składa, że powołania ma także Droga Neokatechumentalna, Wspólnota Emmanuel, a także te spośród – choćby amerykańskich diecezji – w których przywrócone zostało tradycyjne nauczanie Kościoła. Nie są to grupy tradycjonalistyczne, ale w odróżnieniu od większości niemieckich czy francuskich seminariów, nie wykłada się w nich dialogizmu i otwartości na ducha czasów, ale... doktrynę Kościoła wyłożoną przez wieki, a podtrzymaną przez św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Tam nie ma miejsca na nowinki, na uznawanie, że Kościół przez wieki fundamentalnie się mylił i dopiero teraz odkrył – za światem – prawdę. I tam są powołania.

Co z tego wynika? Odpowiedź wydaje się dość prosta. Otóż, tak się składa, że kierunek, w jakim zmierza Kościół na Zachodzie, się nie sprawdza. Młodzi nie chcą Kościoła na miarę i na wzór świata, nie chcą unowocześnienia przekazu, ale wybierają to, co odwieczne i sprawdzone przez wieki. Najprościej byłoby więc zacząć budować Kościół w oparciu o sprawdzone wzorce, ale to wymagałoby szczerego wyznania, że kierunek, w jakim pchnęli katolicyzm reformatorzy znad Renu, był fundamentalnie błędny. Na to zaś, na razie, się nie zanosi, bo wymagałoby to uznania, że obecni pasterze Kościoła – choćby w Niemczech czy Francji – nie sprawdzili się, że zamiast budować, niszczyli Kościół. I że to ci, których przez lata zwalczano jako fundamentalistów, mieli rację. Nikt na to nie jest zaś gotowy.

Z roku na rok, także w Polsce, o Europie Zachodniej nie wspominając, spada liczba wyświęcanych kapłanów. A to oznacza, że likwiduje się parafie, ogranicza liczbę sprawowanych mszy świętych, a wreszcie sprzedaje świątynie. I nic nie wskazuje na to, by ktoś w Kościele miał pomysł, jak temu zaradzić. Dokładniej zaś rzecz ujmując, ktoś może taki pomysł ma, ale od jakiegoś czasu (od ok. 50 lat na Zachodzie) linia przyjęta przez większość hierarchów uniemożliwia dostrzeżenie wyjścia z dramatycznej sytuacji. I to mimo że dowody na nieskuteczność przyjętej drogi i skuteczność odmiennej są na wyciągnięcie ręki.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów