O połowę rzadziej ta odpowiedź pada wśród ogółu obywateli. Ale myliłby się ten, kto uznałby, że tendencja ta dotyczy wyłącznie spraw europejskich. Wszak wynik wyborów prezydenckich w USA był właśnie dowodem na to, że poza Unią rozdźwięk pomiędzy wyobrażeniem o świecie, jaki mają elity, a tym u zwykłych zjadaczy chleba jest również coraz bardziej wyraźny.
Dwa tygodnie temu prof. Marek A. Cichocki w doskonałym tekście w „Plusie Minusie" pisał o kryzysie zachodniego liberalizmu i liberalnej demokracji. Zauważa on, że elity straciły zdolność narzucania swej liberalnej wizji większości społeczeństwa. Dlaczego tak się dzieje? Jak pokazujemy w tym numerze, na świecie widać dziś radykalny kryzys tłumaczy rzeczywistości. Mniej więcej do czasu ostatniego załamania w światowej gospodarce masy były skłonne wierzyć w wizję, w której liberalna demokracja zapewnia nieustanny wzrost gospodarczy, ten zaś związany jest z obyczajowym liberalizmem. Kryzys ekonomiczny jednak, podkopując wiarę w pewny wzrost gospodarczy, zdelegitymizował liberalizm. Gdy zaś elity straciły miano tych, które wiedzą lepiej, które tłumaczą rzeczywistość, wyjaśniają złożoność zjawisk i potrafią przewidywać przyszłość (o tym zjawisku piszemy dziś więcej w Daniu Głównym „Plusa Minusa"), gdy rewolucja technologiczna sprawiła, że media tradycyjne („elity nadają, masy są odbiorcami") zostały uzupełnione mediami społecznościowymi (inteligentny internauta może mieć większy wpływ na opinię publiczną niż cała rzesza profesorów), nastąpiła olbrzymia zmiana społeczna. Sęk w tym, że duża część dotychczasowych elit nie uświadomiła sobie skali tego zjawiska. Nic więc dziwnego, że znany polski prawnik i filozof zarzuca obecnie rządzącym Polską, że... oddali głos „nieoświeconemu plebsowi", jak się wyraził.