Nie jest to, rzecz jasna, z perspektywy ludzi wierzących nic dobrego, bo oznacza, że ludzie stracą kontakt nie tylko z instytucją, ale także – nie zawsze, ale bardzo często – z Bogiem. Dlaczego tak jest? Bo w naszym kraju klerykalizm utożsamiony jest z wiarą, a antyklerykalizm z niewiarą. Zawiedziony klerykał zmienia więc opcję nie tylko na antyklerykalną, ale też często przeciwną wierze. Tyle że to kompletnie bez sensu. Katolik nie wierzy w księży ani w biskupów, istotą jego wiary nie jest przekonanie, że biskupi są co do jednego święci i nieskalani, a kapłani nawet załatwiają się rzadziej niż świeccy, by nie splamić swoich święceń. Nic bardziej błędnego. Biskupi, kapłani, zakonnicy czy siostry zakonne są tak samo grzesznikami jak każdy z nas, tak samo upadają, grzeszą, mylą się, są hipokrytami. Dlatego sam pomysł, by odchodzić z Kościoła z powodu szoku, jakim jest odkrycie, że „oni" też grzeszą, a do tego bywają hipokrytami, jest słaby. Gdybyśmy mieli odchodzić z każdego miejsca, ...
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.