Narodziny obojętności: Wojna, Polacy, Żydzi

Pomiędzy rokiem 1940 a 1943 między Polakami a Żydami dokonała się zmiana relacji na gorsze. Lektura „Kroniki getta warszawskiego" pomaga nam ustalić moment graniczny, po którym wszystko szło już tylko ku gorszemu. Tym momentem jest budowa muru gettowego i postępująca izolacja obu społeczności.

Aktualizacja: 23.04.2016 10:07 Publikacja: 23.04.2016 00:01

Aresztowanie Żydów w getcie warszawskim

Aresztowanie Żydów w getcie warszawskim

Foto: EAST NEWS

Czy postawa narodu polskiego była odpowiednia do ogromu nieszczęść, jakie spadły na Żydów? Czy wtedy, kiedy pociągi śmierci pędziły w różnych dzielnicach kraju do Treblinek czy innych miejsc kaźni, ostatnie ich spojrzenia na świat Boży musiały paść na obojętne czy nawet zadowolone twarze sąsiadów?"

Autor tych słów, Emanuel Ringelblum, jest uznawany dzisiaj za klasyka historiografii stosunków polsko-żydowskich podczas drugiej wojny światowej. Jako historyk ten twórca podziemnego archiwum getta w Warszawie pozostawił nam olbrzymi i nieporównywalny z niczym innym dorobek. Wraz ze współpracownikami – było ich kilkudziesięciu – dzień po dniu dokumentował życie Żydów stolicy, a w pewnym stopniu także reszty Polski, pod okupacją hitlerowską. Mimo oczywistych utrudnień w prowadzeniu pracy naukowej w warunkach konspiracji czynił to profesjonalnie, krytycznie i z socjologicznym zacięciem. Tego samego wymagał od swojego zespołu. Sam prowadził notatki już od września 1939 r., kontynuując tę pracę niemalże do momentu śmierci (rozstrzelano go w marcu 1944 r. w ruinach getta). Większą część jego archiwum, zakopaną po piwnicach, szczęśliwie udało się odnaleźć już po wojnie.

Historyczną wartość pracy Ringelbluma potwierdza fakt, że był on – podobnie jak i jego współpracownicy – świadkiem dokumentowanych wydarzeń. Przeżył, opisując, większość lat żydowskiej gehenny, włącznie z dwoma najważniejszymi wydarzeniami tego okresu: Wielką Akcją latem 1942 r. i powstaniem w getcie wiosną roku następnego. Jego opowieść dochodzi do nas z samego środka tamtej rzeczywistości.

Ringelblum i pracownicy archiwum getta byli nawet kimś więcej niż historykami i świadkami. Działali w wyjątkowo trudnych warunkach, w dodatku ryzykując życie w razie ujawnienia. Takiej pracy nie sposób było wykonywać bez silnej motywacji. Ludzie ci traktowali ją jak poświęcenie – byli bowiem swego rodzaju zakonem niereligijnych świętych. Sam Ringelblum pisał o nich jako o „bratnim związku". Jeden z nich, młody Dawid Graber, uczestnicząc w ukryciu pierwszej partii materiałów archiwalnych, wrzucił do skrytki osobisty list, w którym czytamy: „Zdawaliśmy sobie sprawę, że tworzymy historię, a to jest ważniejsze od życia kilku istot [...]. Teraz możemy spokojnie umrzeć, wypełniliśmy naszą misję".

Z tych wszystkich powodów przytoczone na początku gorzkie pytanie – umieszczone na początku szkicu historycznego „Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej" – można uznać za głos całego zamordowanego pokolenia polskich Żydów. Sam Ringelblum, pisząc swój tekst we wrześniu 1943 r. w warszawskiej kryjówce, starał się o możliwie maksymalny obiektywizm. Zaznaczył też, że swoje opracowanie traktuje nie jak osobiste dzieło, lecz „wyraz opinii garstki Żydów" ocalałych z pogromu.

Przyjęta w szkicu perspektywa pozostaje też punktem odniesienia dla większości współczesnych nam historyków, pisarzy i publicystów zajmujących się tematem Zagłady. Oceniając rzeczywistość getta i okolic, patrzymy na nią oczami Ringelbluma.

Dwugłos historyka

Jednak nawet klasyczne źródło historyczne, jak każde ze źródeł, można i należy poddawać krytycznej analizie. W wypadku Ringelbluma można tu mówić o dwóch podstawowych dziełach: poza wspomnianym szkicem jest jeszcze, znacznie obszerniejsza, „Kronika getta warszawskiego". Jest to odnaleziona część jego zapisków, doprowadzonych do końca lutego 1943 r. Tę datę od momentu napisania „Stosunków polsko-żydowskich" oddziela pół roku. W tym czasie Ringelblum przeżył początek powstania w getcie, aresztowanie przez Niemców i pobyt w obozie w Trawnikach, skąd szczęśliwie udało się go wydostać dzięki staraniom polskiego podziemia.

Gdy czyta się te prace jedną po drugiej, nie sposób się oprzeć wrażeniu, że dziejopis „Stosunków polsko-żydowskich" to już nieco inny człowiek niż autor „Kroniki". Fakty, które Ringelblum podaje w obu opracowaniach, są w zasadzie te same. Zmienia się natomiast ich kontekst oraz ich ocena.

Jedynym fragmentem wojenno-okupacyjnej historii relacji polsko-żydowskich, do którego autor odnosi się jednakowo, pozostaje wrzesień 1939 r. Tutaj ocena Ringelbluma jest jednoznacznie pozytywna. Jeszcze przed wybuchem wojny, na fali narodowej mobilizacji, antysemityzm – dotąd stały czynnik stosunków między oboma narodami – „zanikł jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej". Ludzie zrozumieli, że stoją w obliczu wspólnego wroga. Ta zmiana postawy Polaków „daje się odczuć na każdym kroku: na ulicy, w tramwajach, w urzędach – wszędzie panuje duch zgody i współpracy". W bombardowanych warszawskich kamienicach mieszkający tam Żydzi i Polacy poczuli się „jedną rodziną". Nawet najzagorzalsi antysemici zaczęli dostrzegać w Żydach współobywateli i sprzymierzeńców. Przykładem solidarnej współpracy może być działalność Stołecznego Komitetu Samopomocy Społecznej (SKSS), w którą zaangażowany był osobiście także autor „Kroniki". Swoje oddziały przy komitecie otworzyły żydowskie organizacje opieki społecznej, a centrala SKSS „odnosiła się niezwykle lojalnie do żydowskiej filii".

Oczywiście nie cała wrześniowa rzeczywistość odmalowana została w różowych barwach. Ringelblum był wytrawnym historykiem i jako kronikarz nie uciekał się do uproszczeń. Zdawał sobie sprawę, że wojna jednych uszlachetnia, a w innych rozbudza poczucie rewanżu i okrucieństwo. Wzmożone przejawy antysemityzmu zaczęły się ujawniać w ostatnich dniach oblężenia Warszawy, w obliczu jawnej już klęski i kapitulacji. Do zatargów między Polakami a Żydami dochodziło w długich kolejkach po chleb czy ogonkach po wodę nad Wisłą, gdzie „na żądanie antysemickiej łobuzerii" podzielono czekających według narodowości, a ludzi w kolejce żydowskiej bito i wylewano im wodę. Jednak w ogólnej ocenie historyka podobne fakty usuwały się na drugi plan wobec powszechnej postawy solidarności. Ringelblum podsumowuje go w „Kronice" lakonicznym, ale niepozostawiającym wątpliwości zapiskiem: „Podczas tych bardzo ciężkich tygodni – dobry stosunek. Istotna zmiana w psychologii".

Skutki owej zmiany dawały znać o sobie także długo po Wrześniu. Na kartach „Kroniki" znajdują one wyraz zarówno w ocenach ogólnych, jak i w opisach konkretnych wydarzeń. Większość Polaków współczuje Żydom i na miarę skromnych możliwości stara się im pomagać. W niektórych polskich lokalach pojawiają się napisy „Żydom wstęp wzbroniony", ale są to przypadki nieliczne. Przejawy aktywnego, jawnego antysemityzmu wykazują właściwie jedynie środowiska marginesu. Ludzie ci wskazują Niemcom bogate żydowskie mieszkania, sami też tworzą bandy rabunkowe.

Okradani nie pozostają wszak bierni, udają się po pomoc na policję, ich nieżydowscy sąsiedzi zapisują też nazwiska napastników. Działania tych ostatnich wywołują społeczną dezaprobatę. Ringelblum 21 grudnia 1939 r. opisuje, jak to w podwarszawskich Włochach, prawdopodobnie w wagonie kolejki podmiejskiej, ludzie pobili chłopaka, który wołał „Jude!" w kierunku żydowskich pasażerów. Żydów w pociągach ochraniali też polscy policjanci. Pozytywne uwagi Ringelbluma o granatowej policji są ciekawe: w swoich późniejszych ocenach nie zostawia na policjantach suchej nitki.

Znamienną zmianą jest postawa wielu endeków, znanych przed wojną ze swoich antysemickich przekonań. Ringelblum na kartach „Kroniki" kilkakrotnie do tego wraca, opisując przypadki prawdziwych nawróceń oenerowców, połączonych z przeprosinami niedawnych adwersarzy i aktami czynnej pomocy.

W styczniu 1940 r., w czwartym miesiącu okupacji, kronikarz zanotował opinię znajomego polskiego adwokata, przed wojną związanego z kołami rządowymi: „Dziś jedni i drudzy cierpimy, dlatego osłabł antysemityzm". Ringelblum nie komentuje tej wypowiedzi, cytuje ją jako ilustrację oczywistego faktu.

Zła jesień

Zupełnie inne wrażenie odnosi się, czytając syntetyczny opis zawarty w „Stosunkach polsko-żydowskich". W opisie tym polski antysemityzm „odżył w całej pełni" zaraz po nadejściu Niemców. Niechęć do Żydów wzmogła się po powrocie setek tysięcy Polaków z ziem okupowanych przez Sowiety i już w październiku 1939 r. „dość liczne" elementy antysemickie współpracowały z Niemcami w antyżydowskiej akcji. Od tej pory warszawska ulica stała się „niepodzielną domeną mętów antysemickich".

Gdy sięgniemy znowu do „Kroniki", możemy prześledzić etapy tej ewolucji, która bynajmniej nie dokonała się w momencie rozpoczęcia niemieckich rządów i nie od razu ogarniała poszczególne polskie środowiska. Hitlerowcy, próbując kierować Polaków przeciw Żydom, co Ringelblum wielokrotnie podkreśla, pierwsze sukcesy odnieśli wśród niewykształconej, lumpenproletariackiej młodzieży oraz w środowisku warszawskiego półświatka. W warszawskim Forcie Bema urządzili regularne antysemickie szkolenie, w którym uczestniczyły nawet dziesięcioletnie dzieci. To owa młodzież prawdopodobnie brała udział w pierwszych antyżydowskich burdach na ulicy Bielańskiej 18 grudnia 1939 r.

Uwaga okupanta nakierowana na to właśnie środowisko świadczy o planowym charakterze całej akcji. Młodzi, pozbawieni wykształcenia i najczęściej też stałego zajęcia ludzie byli dla gestapowców idealnym materiałem na emisariuszy antysemickiej zarazy. Tworzące się polskie podziemie jeszcze nie zdążyło dotrzeć do tych środowisk, Niemcy okazali się szybsi.

Cezurą okazały się wydarzenia z 28 stycznia 1940 r., kiedy to grupy polskich wyrostków, uzbrojone w tępe narzędzia, dopuściły się regularnych pogromów na ulicach Warszawy. Pewnym novum był fakt, że do „łobuzów" dołączyli wtedy działacze Narodowej Organizacji Radykalnej. Była to dość nieliczna grupa o charakterze antysemicko-kolaboracyjnym, powołana wszelako, jak się wydaje, z inicjatywy samych Polaków. Na szczęście na styczniowych ekscesach zakończyła ona swoją niechlubną działalność.

Jeszcze większa akcja pogromowa miała miejsce w Wielki Piątek 22 marca tego roku. Jej wykonawcami były znowu elementy chuligańskie, zaś ogół warszawiaków potraktował ją z dezaprobatą i – co podkreśla Ringelblum – wyrazami oburzenia. W zajściach 28–30 marca 1940 r. Żydzi stawili czynny opór polskim wyrostkom na Karmelickiej, Franciszkańskiej i Grzybowskiej, a polska policja aresztowała chuliganów, których wskazywali także chrześcijanie. Sami napastnicy wyzywali interweniujących policjantów od „żydowskich pachołków".

Ekscesy z lutego i marca 1940 r. są u Ringelbluma dosyć szczegółowo opisane. Kronikarz podaje tam przykład tramwajarza, który na widok chuliganów bijących Żydów zatrzymał swój pojazd, wołając: „Czy wiecie, czyim wy jesteście narzędziem?!". Jednocześnie „Kronika" wspomina o grupie tramwajarzy, którzy mieli wówczas dołączyć do akcji pogromowej. Warszawska ulica nie była jednak jeszcze wtedy „niepodzielną domeną" antysemitów. Autor „Kroniki" pisze pod datą 30 marca, że „na Placu Bankowym jakaś chrześcijanka bardzo mocno biła chuliganów". Nawet gdy weźmiemy poprawkę na emfatyczną przesadę określenia, winniśmy przyznać, że ze strony tej anonimowej kobiety musiało dojść do aktu czynnego sprzeciwu wobec antyżydowskiej przemocy. Postawa taka nie byłaby możliwa, gdyby ulice Warszawy rzeczywiście dały się sterroryzować rządom motłochu.

Przypadek „chrześcijanki z placu Bankowego" powraca na kartach „Stosunków polsko-żydowskich". Jednak Ringelblum pisze tam o nim w diametralnie różnym kontekście: „raz tylko widziałem starszą kobietę, która zatrzymała na Placu Bankowym pogromszczyków i czyniła im wyrzuty, że szkalują dobre imię Polski, że idą Niemcom na rękę". Nie ma tutaj mowy o „mocnym biciu chuliganów", co więcej, przypadek tej kobiety, w 1940 r. wyraźnie przywołany jako przykład zdrowej tendencji, w trzy lata później opisany jest jako wyjątek potwierdzający smutną regułę: styczniowo-lutowe pogromy nie wywołały „żadnego przeciwdziałania ze strony społeczeństwa polskiego".

Zapiski „Kroniki" zdają się jednak mówić co innego. Zaraza antysemityzmu, wspierana cyniczną polityką okupanta, szerzyła się stopniowo. W tymże marcu 1940 r. już „wiele sklepów" wywiesiło szyldy „Żydom wstęp wzbroniony". Ringelblum zwraca też uwagę na fakt, że obok plebejskich awanturników napastowali Żydów dobrze ubrani uczniowie szkoły rzemieślniczej przy ulicy Leszno 72, w obrębie przyszłego getta. Notabene jeszcze na początku października 1940 r. kronikarz zanotował: „Widziałem dziś taki obrazek: uczniowie szkoły im. Konarskiego bili na ulicy Żydów. Starsi chrześcijanie przeciwstawiali się i powstało z tego powodu zbiegowisko. Jest to bardzo częste zjawisko – Polacy reagujący na napaści chrześcijan [na Żydów]. Jest to zjawisko nie spotykane przed wojną".

Nadzieja i rozpacz

Bardzo częste zjawisko" kontra „żadnego przeciwdziałania". Któremu Ringelblumowi wierzyć? Odpowiedź nie będzie prosta. Przede wszystkim: Ringelblum nie kłamał, jeżeli za kłamstwo przyjąć świadome wprowadzanie w błąd czytelnika. Tekst „Stosunków polsko-żydowskich" zaczyna słowami: „Gdy sofer (pisarz) przystępuje do przepisywania »Tory« (Pięcioksięgu), musi – zgodnie z przepisami religijnymi – wykąpać się w łaźni rytualnej, oczyścić się ze wszelkich brudów i nieczystości". Ateista Ringelblum, jak sam pisze dalej, przystąpił do swojej pracy z podobnym wewnętrznym nakazem moralnej czystości.

Przyjmijmy, że na kartach „Kroniki" jej autor dawał prymat – widzianym na własne oczy lub zasłyszanym – budującym przypadkom polsko-żydowskiej solidarności i współpracy. Konstruował zdania, w których pojedyncze wydarzenia uogólnione zostały do rangi powszechnego zjawiska. To zrozumiałe, jeśli czynił tak „dla pokrzepienia serc" przyszłych czytelników. Nie pisał przecież nieprawdy, a wiarę w to, że pojedyncze przykłady współpracy staną się normą, podsycała w nim nadzieja.

Jesienią 1943 r. tej nadziei już w nim być nie mogło. Ringelblum był świadkiem zagłady swojego narodu, pisał w imieniu zaledwie „garstki" ocalałych Żydów. Wcześniej trafił do więzienia i obozu, co też z pewnością było ciężką próbą dla jego charakteru. Dlatego wszystkie przypadki obojętności, cichej satysfakcji, a nawet aktywnego udziału Polaków w niszczeniu żydowskiej społeczności musiał odbierać ze zdwojoną ostrością.

Warto przy tym podkreślić, że pisząc we wrześniu 1943 r. w podziemnym bunkrze przy ulicy Grójeckiej swoje cierpkie uwagi pod adresem polskiej większości, Ringelblum nie miał pod ręką własnych notatek sprzed trzech lat. Te bowiem spoczywały już w ukryciu, dzięki czemu my dzisiaj możemy z nich korzystać. On nie mógł.

Kwiaty adresowane do getta

Ringelblum już wcześniej zdawał sobie sprawę z pogorszenia stosunków między Polakami a Żydami. Podobnie widziała te sprawy zdecydowana większość jego żydowskich pobratymców. Sam Ringelblum jednak, jako historyk wierny profesjonalnej zasadzie „sine ira" (bez gniewu), stawał w opozycji do postaw łatwych uogólnień. Dał temu wyraz w zakończeniu odnalezionej partii „Kroniki", pisząc pod koniec stycznia 1943 r.: „Panuje u nas pogląd, że antysemityzm znacznie się wzmógł podczas wojny, że większość Polaków jest zadowolona, iż na Żydów polskich spadło takie nieszczęście, itp. Uważny czytelnik naszych materiałów znajdzie setki dokumentów świadczących o czymś wręcz przeciwnym. W niejednym sprawozdaniu z miasteczka przeczyta, że ludność polska serdecznie odniosła się do żydowskich uchodźców, że chłopi przez długie miesiące ukrywali i dobrze karmili uchodźców żydowskich z okolicznych miasteczek".

Jesienią 1943 r. nie czuł w sobie moralnej siły, by niuansowaniem rzeczywistości kogokolwiek „pokrzepiać". Jego szkic o stosunkach polsko-żydowskich jest raczej wołaniem w imieniu tych, co zginęli, i tych nielicznych, którzy przeżyli. Nie ma w nim miejsca chociażby na opisy zjawisk świadczących o tym, że za pogorszenie wzajemnych relacji odpowiedzialna była także strona żydowska. Tymczasem „Kronika", traktowana jako lustro bieżącej rzeczywistości, takie opisy zawiera. „Jednym ze smutnych symptomów jest wzmagająca się nienawiść do chrześcijan" – zapisał Ringelblum w marcu 1940 r., w okresie napięcia wywołanego falą antyżydowskich zamieszek. Według kronikarza opinia żydowska niesprawiedliwie uogólniała wówczas „napaści pijanych wyrostków ze szkół rzemieślniczych".

Pomiędzy rokiem 1940 a 1943 między Polakami a Żydami dokonała się jednak zmiana relacji na gorsze. Nie miejsce tu, by opisywać jej przyczyny, są to sprawy ogólnie znane. Lektura „Kroniki" pomaga nam jednak ustalić moment graniczny, po którym wszystko szło już tylko ku gorszemu. Tym momentem jest budowa muru gettowego i postępująca izolacja obu społeczności, począwszy od późnej jesieni 1940 r. Jeszcze 16 listopada, pierwszego dnia „zamkniętego getta", Ringelblum zapisał, że „wielu Polaków przyniosło chleb dla swych żydowskich znajomych i przyjaciół, było to zjawisko masowe". W innym miejscu napomknął: „W czasie przeprowadzania się do getta znajomi [Polacy] przysyłali kwiaty. Nigdy nie sprzedano tyle kwiatów, co wtedy". Niebawem Niemcy zabronili Polakom przynosić żywność do getta. Wzajemne kontakty się urwały, ich opis znika też z kart „Kroniki". Jeszcze notatka z Nowego Roku 1941 wspomina, że „we wszystkich kościołach wygłoszono kazania, żeby puszczono w niepamięć nieporozumienia z Żydami [...]. Nie należy pozwolić się podszczuwać przez wrogów".

W lipcu 1941 r. „setki żebraków – kobiet i dzieci – przedostawało się ukradkiem na tamtą stronę. Przyjmowano ich dobrze, karmiono do syta i często dawano jeszcze produkty". Ringelblum komentuje to z wyraźną satysfakcją: „w społeczeństwie polskim dokonały się głębokie zmiany". Ale to już ostatnie dobre wiadomości w relacjach polsko-żydowskich zapisane w „Kronice". 17 listopada 1941 r. jej autor notuje fakt rozstrzelania przez granatową policję ośmiorga Żydów (w tym sześciu kobiet), co poruszyło opinią getta. A już na Boże Narodzenie tego roku Ringelblum zapisał: „99 proc. chrześcijan jest zadowolonych z obecnego stanu. Wyremontowali sklepy żydowskie, ładnie je urządzili". W tym czasie po żydowskiej stronie muru zmarli z głodu, leżący na chodnikach, „nie wywierają już wcale wrażenia". Każda z podzielonych murem społeczności pogrążała się bez reszty we własnych problemach i własnych strapieniach.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

Czy postawa narodu polskiego była odpowiednia do ogromu nieszczęść, jakie spadły na Żydów? Czy wtedy, kiedy pociągi śmierci pędziły w różnych dzielnicach kraju do Treblinek czy innych miejsc kaźni, ostatnie ich spojrzenia na świat Boży musiały paść na obojętne czy nawet zadowolone twarze sąsiadów?"

Autor tych słów, Emanuel Ringelblum, jest uznawany dzisiaj za klasyka historiografii stosunków polsko-żydowskich podczas drugiej wojny światowej. Jako historyk ten twórca podziemnego archiwum getta w Warszawie pozostawił nam olbrzymi i nieporównywalny z niczym innym dorobek. Wraz ze współpracownikami – było ich kilkudziesięciu – dzień po dniu dokumentował życie Żydów stolicy, a w pewnym stopniu także reszty Polski, pod okupacją hitlerowską. Mimo oczywistych utrudnień w prowadzeniu pracy naukowej w warunkach konspiracji czynił to profesjonalnie, krytycznie i z socjologicznym zacięciem. Tego samego wymagał od swojego zespołu. Sam prowadził notatki już od września 1939 r., kontynuując tę pracę niemalże do momentu śmierci (rozstrzelano go w marcu 1944 r. w ruinach getta). Większą część jego archiwum, zakopaną po piwnicach, szczęśliwie udało się odnaleźć już po wojnie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów