Przełom czwarty: minister
Kiedy PiS wygrywa wybory w 2015 roku, Waszczykowski nie jest wcale pierwszym kandydatem do objęcia teki MSZ. Przed wyborami prezydenckimi wydaje się, że najbliższy teki szefa dyplomacji w przypadku wygranej PiS jest Krzysztof Szczerski – ale ten trafia do Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy. Kazimierz Michał Ujazdowski, również rozpatrywany jako potencjalny szef dyplomacji, ostatecznie odpada jako polityk zbyt mało zaufany. Z kolei Ryszard Legutko, którego w fotelu szefa MSZ miał widzieć Jarosław Kaczyński, podobno nie przyjmuje tego stanowiska. Tak Waszczykowski zostaje ministrem.
Podobno na pierwszym posiedzeniu rządu Waszczykowski miał apelować, by wszyscy członkowie gabinetu Beaty Szydło pamiętali, że nie są już politykami opozycji i dlatego powinni uważniej ważyć słowa. Jak się okazało, jednym z pierwszych, którzy nie posłuchali tego apelu, był jego autor.
Lista wpadek Waszczykowskiego jest długa. Najpierw „sławę" przynosi mu wywiad dla „Bilda", w którym tłumaczy, że „świat nie musi według marksistowskiego wzoru poruszać się w kierunku nowej mieszanki kultur i ras, do świata rowerzystów i wegetarian, którzy stawiają tylko na energie odnawialne". W wywiadzie dla Agencji Reutera sugeruje, że Polska mogłaby zgodzić się na ograniczenie świadczeń dla emigrantów z UE na Wyspach, gdyby Wielka Brytania poparła Polskę w staraniach o zwiększenie obecności NATO w naszej części Europy (kiedy sprawa staje się głośna stwierdzi, że Reuters dokonał nadinterpretacji jego słów). Ówczesnego przewodniczącego PE, a dziś kandydata na kanclerza Niemiec Martina Schulza nazywa „słabo wykształconym i słabo zorientowanym w politycznym świecie" oraz „skrajnym lewakiem". Senatorowi Johnowi McCainowi, który podpisał się pod listem wyrażającym obawę o stan demokracji w Polsce, zasugerował, że „podpisał list niezbyt świadomie" i „został wprowadzony w błąd". Na pytanie Roberta Mazurka w RMF FM o to, czy – z perspektywy Brexitu – nie było błędem uczynienie z Wielkiej Brytanii strategicznego sojusznika, odpowiadał pytaniem: „Gdzie ten Brexit nastąpił?".
Podczas szczytu ONZ przekonywał, że rozmawiał z przedstawicielami nieistniejącego państwa San Escobar (w rzeczywistości chodziło o karaibskie państwo Saint Kitts i Nevis). A gdy starał się o poparcie dla kandydatury Jacka Saryusza-Wolskiego na stanowisko szefa RE wypalił, że nie wie, ile państw popiera kandydata rządu PiS i nie interesuje go to, bo nie kolekcjonuje poparcia. A gdy Tusk został szefem RE, Waszczykowski porównał Unię Europejską do Układu Warszawskiego, ubolewając, że nie przestrzega się w niej zasad i zapowiedział „drastyczne obniżenie zaufania do UE".
Mało? Waszczykowski postanowił być równie aktywny w kwestiach niedotyczących polityki zagranicznej. Byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego Waszczykowski porównał do „ajatollaha z Iranu", o Lechu Wałęsie mówił, że „mógł być sterowaną marionetką", a pytany o czarny protest odpowiadał: „No niech się bawią". Z Waszczykowskiego-dyplomaty pozostało niewiele.
Media odwoływały Waszczykowskiego ze stanowiska już kilka razy. Jego dni wydawały się policzone, gdy – na samym początku sporu o TK – zaprosił do kraju Komisję Wenecką, która stanęła po stronie Trybunału. Wówczas nawet Kaczyński uznał, że szef MSZ popełnił błąd. Premier Beata Szydło skarciła go za słowa na temat czarnego protestu, podkreślając, że minister powinien w takiej sytuacji raczej tonować emocje. A po tym, gdy ostatnio Waszczykowski stwierdził, że są ekspertyzy, które wskazują, iż wybór Tuska na stanowisko szefa RE był nielegalny, jego własny wiceminister Konrad Szymański przyznał, że nie wie, co Waszczykowski miał na myśli.
Od osoby, która zna Waszczykowskiego jeszcze z czasów, gdy nie był politykiem PiS słyszę, że jest on świadom tego, że szef MSZ nie powinien się tak zachowywać. Ma to być jednak cena, którą płaci za to, że może piastować to stanowisko, ponieważ jako historyk dyplomacji wie, iż nazwiska szefów resortu dyplomacji zapisują się w historii. Waszczykowski musi być świadom, że poza PiS czeka go już tylko emerytura. Stara się więc odnaleźć w nowych warunkach.
– Nasiąknął klimatem panującym w PiS – ocenia dr hab. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. I dodaje, że Waszczykowski realizuje strategię, o której w półoficjalnej rozmowie mówił mu jeden z polityków PiS, a która polega na tym, że te działania, które wywołują irytację opozycji, są uznawane za słuszne. Dr Flis zauważa jednocześnie, że dotychczas stanowisko szefa MSZ było stanowiskiem szczególnym – wrogami publicznymi dla opozycji byli zazwyczaj bardziej „wewnętrzni" ministrowie, ponieważ sprawy zagraniczne uważano za element ponadpartyjnej racji stanu. – Być szefem MSZ i być jednym z najmniej popularnych ministrów – to jest osiągnięcie – ironizuje dr Flis.
Podobno odwołania Waszczykowskiego domagają się politycy PiS związani z wicepremierem Mateuszem Morawieckim. On sam zaś ma starać zbliżyć się do środowiska Antoniego Macierewicza. Stąd ma się brać agresywna i konfrontacyjna retoryka. Na razie mu się udaje, bo dymisję wręczają mu głównie media. – Witold Waszczykowski jest w tej chwili jednym z ministrów najbardziej zapracowanych i też ma najtrudniejszy odcinek zmian. I pan minister tutaj podejmuje działania, które oceniam pozytywnie z punktu widzenia naszych interesów – stwierdziła kilka dni temu Beata Szydło.
– Jak Bóg i partia pozwoli – tak przed rokiem minister odpowiadał na pytanie, czy wybiera się na posiedzenie Komisji Weneckiej, na którym miał być przedstawiony raport ws. sytuacji w TK. Wtedy partia nie pozwoliła, ale ogólnie pozwala mu na wiele.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95