Jesteśmy dziećmi epoki Oświecenia i jej wartości. To nie natura, lecz człowiek miał rządzić światem: niezależny, racjonalny, krytyczny, nierzadko wręcz erudyta. To nie prawa natury, lecz prawa człowieka miały decydować o naszej przyszłości. To wtedy uwierzyliśmy, że wszystko uda się objąć rozumem, że będziemy panować nad światem i jego prawami, a zarazem, jak Pan Bóg przykazał, „uczynimy Ziemię sobie poddaną". Człowiek zapra-gnął odebrać Bogu przymioty boskości. Demiurgiem mieliśmy zostać my. Niebywały to akt zarozumialstwa, hucpy i pychy z naszej strony.
Co gorsza, przekonani o swojej racjonalności, rozsądku i trzeźwym rozeznaniu sytuacji, od tamtej pory stale się rozpędzaliśmy. Doszło do tego, że nawet u nas, przecież nie w jądrze industrializacji i modernizacji, poeta Tadeusz Peiper już w roku 1922 wołał: „Miasto, masa, maszyna". To miały być wyróżniki postępu i nowoczesności, wszelkiej metamorfozy czy przebudowy. A nie przyroda, natura i ich odwieczne prawa.
W objęciach mamony
Tej filozofii postępu rozumianego jako ekspansja nigdy się nie pozbyliśmy. Tym bardziej że rynek nakręcał popyt, a wszechstronna i coraz bardziej nachalna reklama wpychała nam podaż z czasem coraz bardziej ujednoliconego, za to taniego towaru powszechnego użytku „dla mas". Wytwarza-nie stało się celem samym w sobie, a potem produkcja u większości, a kapitał wśród elit jedynym miernikiem wartości. Nie zahamował tego nasze-go wilczego pędu wielki kryzys 1929 roku, chociaż przynajmniej Amerykanie wynaleźli wtedy w odpowiedzi swój New Deal, nowy porządek, który obok wyśmiewanych przez Charliego Chaplina taśm produkcyjnych dał przynajmniej pierwsze parki narodowe i co najmniej u niektórych wywołał poczucie odpowiedzialności za stale atakowaną przyrodę.
Jeszcze większego, niebywałego rozmachu i rozpędu nabraliśmy podczas drugiej rewolucji przemysłowej, zwanej informatyczną, gdy rozzuchwa-leni nowymi wynalazkami, internetem, telefonią komórkową, telewizją satelitarną i wieloma innymi, doszliśmy do przekonania, iż nie ma granic umysłu ludzkiego. Owszem, może i nie ma granic dla naszej wynalazczości (oby tak było!), ale najwyraźniej natrafiamy na inne granice i bariery: zdolności adaptacyjnych naszych nadkruszonych i ciągle przez nas atakowanych ekosystemów oraz wydolności zasobów planety, które nie są nie-skończone.