Sens życia według Ricky’ego Gervaisa

Tony kompletnie załamuje się po śmierci żony. Po kilku nieudanych próbach samobójczych odpuszcza – właściwie wszystko. Zaczyna żyć (egzystować?) na nowo i specyficznie. Nie wierząc właściwie w nic, a na pewno nie w żadne życie po śmierci, wybiera najbanalniej, jak się da – czysty hedonizm.

Publikacja: 29.03.2019 16:00

Sens życia według Ricky’ego Gervaisa

Foto: materiały prasowe

Umawia się sam ze sobą, że będzie robił tylko to, na co ma ochotę, i niczym się nie przejmował, a jeśli to nic nie zmieni albo wręcz zmieni na gorsze, to przecież i tak zawsze pozostaje mu samobójstwo. Tym samym staje się tak chamskim gburem, że Dr. House to przy nim chodząca radość życia, jak nie w ogóle Ewa Chodakowska. I oczywiście Tony rozpoczyna nierówną walkę z całym bezsensem świata, uzbrojony jedynie w ironię i sarkazm. Zatem to gbur przygnębiający do bólu, ale przezabawny.

„After Life" to naprawdę znakomity sześcioodcinkowy serial o poszukiwaniu sensu życia. Bo Tony, choć coraz bardziej się stacza, ryzykuje i próbuje odpuścić, tak naprawdę nie potrafi. I te jego zmagania z odcinka na odcinek robią się coraz mniej banalne, co może zaskakiwać tych, którzy znają twórcę serialu i kojarzą wyłącznie z absurdalnym humorem i nieprzyzwoitymi żartami. Za wszystkim bowiem stoi znany brytyjski komik Ricky Gervais, który „After Life" napisał, wyreżyserował, wyprodukował i oczywiście zagrał w nim główną rolę.

To zresztą dla niego typowe. Podobną kontrolę miał nad kultowym „Biurem" („The Office"). Sitcomem kręconym w konwencji dokumentu (z ang. mockumentary), który nie tylko przyniósł mu międzynarodową sławę, ale i ustawił do końca życia, stając się międzynarodową franczyzą. Powstała jego amerykańska wersja z genialnym Steve'em Carellem w roli głównej, ale też wersje: hiszpańska, niemiecka, francuska (i oddzielnie, po francusku, kanadyjska!), izraelska, szwedzka, czeska i fińska.

Gervais zasłynął też kilkoma innymi mało poważnymi produkcjami, jak choćby paradokumentalnym programem „Idiota za granicą" czy swoim własnym „The Ricky Gervais Show", oraz licznymi występami w konwencji stand-up, na których nie bał się, delikatnie mówiąc, przekraczać granic poprawności politycznej. Do tego czterokrotnie prowadził galę rozdania Złotych Globów, nie unikając kontrowersji na przykład po żartach z osób transpłciowych.

Ale „After Life" nie powinno zaskakiwać jego oddanych fanów. W 2012 r. nakręcił serial „Derek" który choć był mocno absurdalny i podobnie jak „Biuro" opierał się na niezręcznościach, to jednak dotyczył często bardzo poważnych spraw. Grany oczywiście przez samego Gervaisa Derek jest niepełnosprawnym intelektualnie opiekunem w domu spokojnej starości. I nie można powiedzieć, że ten serial nie daje do myślenia.

Ciekawe, że „After Life", którego odcinki trwają po 25 minut, jest miniserialem, a nie po prostu dwuipółgodzinnym filmem. Podobnie było z innym wybitnym brytyjskim komediodramatem „The End of the F***ing World" z 2017 r. Choć oba tak wciągają, że ogląda się je za jednym posiedzeniem. Ale widocznie tak trzeba dzielić filmy w erze serwisów streamingowych. W każdym razie moda na seriale na Wyspach rozkwita.

Gdybyście więc popełnili jakieś popkulturowe przestępstwo, na przykład nałożyli bluzę z Batmanem do koszulki z Iron Manem, i za karę przez pół roku moglibyście oglądać tylko jeden konkretny rodzaj programów telewizyjnych, bez wahania poproście właśnie o brytyjskie seriale komediowe. I nie tylko, by móc wrócić do Monty Pythona czy już klasyki sitcomu „Techników-magików" („The IT Crowd"). Otóż na samym polskim Netfliksie w ostatnich latach pojawiły się choćby znakomity komediodramat „Lovesick" z bardzo ciekawie poprowadzoną narracją, opartą głównie na retrospekcjach, bezpruderyjne i bezczelne „Fresh Meat" czy „Crashing", oryginalne „White Gold" o sprzedawcach... okien PCV, z genialnie oddanym klimatem lat 80., czy ostatnio „Sick Note" z nutką kryminału i Rupertem Grintem w roli głównej (Ron Weasley z serii o Harrym Potterze). Z czystym sumieniem można polecić każdy z tych tytułów.

„After Life", scen. i reż. Ricky Gervais, prod. Netflix

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Umawia się sam ze sobą, że będzie robił tylko to, na co ma ochotę, i niczym się nie przejmował, a jeśli to nic nie zmieni albo wręcz zmieni na gorsze, to przecież i tak zawsze pozostaje mu samobójstwo. Tym samym staje się tak chamskim gburem, że Dr. House to przy nim chodząca radość życia, jak nie w ogóle Ewa Chodakowska. I oczywiście Tony rozpoczyna nierówną walkę z całym bezsensem świata, uzbrojony jedynie w ironię i sarkazm. Zatem to gbur przygnębiający do bólu, ale przezabawny.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami