Ze spraw ziemskich z przykrością muszę Ci donieść o pewnym gorszącym wystąpieniu jednego z tutejszych uczniów. Otóż wyobraź sobie, że w tych dniach, gdy obchodzona była piąta już (kolejny dowód na to, że czas płynie za szybko) rocznica wyboru Twego następcy, życzył mu publicznie rychłego spotkania z Tobą. Niektórzy obawiają się, że szybko znajdzie naśladowców. Problem w tym, że on już ich ma – tylko jak dotąd siedzą oni cicho, ale teraz mogą nabrać odwagi i wystąpić przeciwko Twemu następcy. Nie wiem, czy zastanawiają się nad tym, że de facto występują przeciwko swojemu ojcu. Nie mam pomysłu, jak temu zaradzić. Czy sama rozmowa i braterskie upomnienie coś da. Zbyt dużo znam przypadków, gdy kończyło się to niczym.
Na celowniku znaleźli się ostatnio Twoi namiestnicy. Ponieważ ośmielili się przypomnieć Twoją naukę i poprosili będących u władzy, by zrobili korekty w prawie, zaatakowano ich. Chyba przyjęli to godnie, przyzwyczajeni do tego typu wystąpień. Trzeba się z tego cieszyć.
W tej jednak kwestii nie ma powodów do zadowolenia z postępowania prawych i sprawiedliwych. Niby szybko odpowiedzieli na apel i zajęli się sprawą bezbronnych, nienarodzonych dzieci, ale jednocześnie – chyba wystraszeni przez głos ulicy – natychmiast prace wyhamowali. Czekają. Wygląda to trochę tak, jakby usiłowali kupić sobie czas. A przecież czasu nie da się kupić. Ty decydujesz o wszystkim. Jesteś początkiem i końcem.
Skoro już o początku mowa. Ziemski kalendarz powiada, że wiosna za pasem. Ale natura mówi coś innego. Dałeś już nadzieję na ciepło, na to, że będzie rodziło się nowe życie... A jednak się cofasz. Czy to jakaś kara za niewłaściwe postępowanie?
Na koniec jeszcze jedna sprawa. Wiesz, że nie zawracam Ci głowy plotkami, ale w tej sprawie muszę. Muszę, bo nie bardzo wiem, co mam mówić, jak wyjaśniać. Otóż pamiętasz zapewne Martę, bratanicę wszechpotężnego Jarosława sprawiedliwego. Plotkarskie magazyny donoszą, że lada moment po raz trzeci stanie na ślubnym kobiercu. Wiem, że szuka komunii z Tobą, i bardzo dobrze. Ale po co lecieć z tym wszystkim od razu do gazet i ogłaszać całemu światu? Był już taki przypadek pewnego aktora, który też na lewo i prawo chwalił się, że pozwoliliśmy mu na kolejne małżeństwo. I źle się to wszystko skończyło...