Jeśli przyjmujemy, że płód, zarodek, embrion jest człowiekiem i ma prawa ludzkie, to uznanie, że ktoś inny może go zlikwidować, jest odrzuceniem fundamentalnych praw człowieka na embrionalnym etapie rozwoju. Z drugiej strony, jeśli uznajemy, że płód czy embrion jest tylko zlepkiem komórek, to przyznanie mu bezwzględnego prawa do życia oznacza odebranie prawa do własnych decyzji kobietom. I tak koło się zamyka.
Próbą wyjścia z niego była proaborcyjna argumentacja Judith Jarvis Thomson. Autorka ta przekonuje, że jeśli nawet traktować dziecko w łonie matki jako człowieka z pełnymi prawami ludzkimi, to jeśli kobieta go nie chce, to pozostaje ono intruzem, a nikt nie może mieć moralnego obowiązku, by owego intruza przez dziewięć miesięcy nie tylko utrzymywać w swoim organizmie, ale i narażać swoje zdrowie i życie, by wydać go na świat.
Aby lepiej to ukazać, Thomson odwołuje się do wizji skrzypka, którego przyłączono do organizmu innej osoby, by mógł on przeżyć. „Czy masz moralny obowiązek zgodzić się na taką sytuację?"; „Czy musisz się na nią zgodzić?" – pyta autorka, odnosząc się do wymyślonej historii skrzypka i odnosząc ją do aborcji. Jej odpowiedź brzmi: „nie", ale – jak pokazali to Eric Mathison i Jeremy Davis z University of Toronto w magazynie „Bioethics" – odpowiedź na to pytanie jest o wiele bardziej skomplikowana, niż chciałaby Thomson. Dlaczego? Bowiem w rozmowie na temat aborcji (i skrzypka też) trzeba odróżnić dwie kwestie: pierwszą z nich jest prawo do autonomii kobiety i związane z nim prawo do usunięcia z macicy „intruza"; drugą zaś prawo do zabicia niezależnej od kobiety istoty ludzkiej, jaką, co do tego nie ma wątpliwości, pozostaje płód czy embrion. I o ile w kwestii pierwszej autorzy przyznają kobiecie prawo do wyboru, o tyle w drugiej już nie.
Uczeni odrzucają trzy argumenty za przyznaniem kobiecie prawa do decydowania o życiu i śmierci dziecka. Pierwszym jest uznanie, że powiązania biologiczne dają kobiecie prawo do decydowania o statusie i losie płodu. Tylko że jak podkreślają uczeni, biologia – szczególnie po tym, jak pojawiła się surogacja, a także donacja spermy i komórek jajowych, nie może już rozstrzygać o pewnych kwestiach. Drugim rozważanym przez nich argumentem jest uznanie, że pozwolenie, by płód ludzki istniał poza organizmem matki, po tym, jak zdecydowała się ona na jego usunięcie, byłoby naruszeniem prawa kobiety do jej tkanki genetycznej. Tyle że dziecko ma tylko połowę genów matki, trudno więc je traktować jako jej część. I wreszcie trzecim rozważanym przez nich problemem jest fakt, że zdaniem większości etyków, dziecko nie może być postrzegane jako własność matki.
Oczywiście w przypadku niemałej części aborcji dyskusja ta pozostaje teoretyczna, bowiem usunięcie płodu równa się jego zabiciu. W sytuacji późnej aborcji, posługując się argumentacją Mathisona i Davisal, można powiedzieć, że kobieta ma prawo do cesarskiego cięcia i oddania dziecka do adopcji, ale nie do aborcji. Na wcześniejszym etapie identycznie takie samo założenie będzie można przyjąć, gdy upowszechnią się, a kiedyś to bez wątpienia nastąpi, sztuczne macice. Od tego momentu kobieta będzie miała prawo do usunięcia dziecka ze swojej macicy, ale nie do jego uśmiercenia.