Rzeczpospolita: Wciąż jest w panu srogi gniew, że sobotni konkurs tak przebiegł, jak przebiegł?
Adam Małysz: Swojej oceny nie zmieniam. Może nie ma we mnie już tak wielkich emocji, ale podtrzymuję to, co powiedziałem. Ten konkurs nie powinien się odbyć. Wiele ekip podzieliło moje zdanie. Czytałem wypowiedź Ernsta Vettoriego, który powiedział, że nie chcemy takich konkursów.
W niedzielę odwołano bieg zjazdowy.
I zrobiono to na godzinę przed startem, czyli jednak można. My musieliśmy skakać, choć godzinę wcześniej trenowały tam dziewczyny i dostawały po 38–40 ujemnych punktów za pomoc wiatru pod narty. Co to jest za trening, czemu ma służyć? Dlatego okazałem emocje, by podobne decyzje nie zostały bez echa wśród organizatorów, by wiedzieli, że nie zapomnimy prędko o tej loterii. Im więcej ekip o tym będzie mówić, tym większa będzie kontrola nad takimi posunięciami w przyszłości. Cztery lata czekania i trenowania, potem jedna decyzja potrafi to wszystko rozpierniczyć, za przeproszeniem.
Czy skoczkowie mogą coś poradzić, gdy na górze tuż przed skokiem ściska mróz, wieje wiatr i trzeba długo czekać na zielone światło?