Stambuł i finał Champions League – to kojarzy się z czymś niezwykłym. W najważniejszym mieście Turcji odbył się legendarny finał w 2005 roku, gdy Milan prowadził do przerwy z Liverpoolem 3:0, ale w drugiej połowie Anglicy odrobili straty, a w rzutach karnych Jerzy Dudek zaczarował rywali tańcem na linii bramkowej i dzięki jego interwencjom puchar trafił na Anfield.
Dlatego gdy ogłoszono, że finał tegorocznej edycji Ligi Mistrzów odbędzie się w mieście nad Bosforem, nie było niezadowolonych. Do teraz. Po tym jak Donald Trump nakazał wycofanie amerykańskich wojsk z północno-wschodniej Syrii, a Turcja rozpoczęła ofensywę przeciwko Kurdom, którą w dodatku nazywa „operacją antyterrorystyczną", zachodnia opinia publiczna zaczęła wzywać do sankcji wobec kraju rządzonego autorytarnie przez Recepa Erdogana.
Stambuł może stracić finał Ligi Mistrzów
Oficjalny list w tej sprawie napisał włoski minister sportu Vincenzo Spadafora z Ruchu Pięciu Gwiazd. W piśmie adresowanym do prezydenta Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA) Słoweńca Aleksandra Čeferina, a cytowanym przez hiszpańską „Marcę", włoski polityk pisze: „Powinniśmy się zastanowić, czy w obliczu bardzo poważnych aktów przemocy przeciwko kurdyjskiej ludności cywilnej, Stambuł jest odpowiednim miejscem na rozgrywanie tam finału Ligi Mistrzów. Musimy podjąć odważną decyzję i po raz kolejny pokazać, że futbol służy pokojowi".
Wpłynięcie takiej petycji potwierdza w rozmowie z portalem tuttomercatoweb.com wiceprezydent UEFA, Włoch Michele Uva. – Decyzję podejmiemy z pełnym poszanowaniem niezależności sportu od polityki. Nie chcemy zastępować Unii Europejskiej, ONZ, dyplomatów, ambasadorów ani innych instytucji politycznych – mówił Uva.
Jasny gest
Inwazja Erdogana zaczyna coraz mocniej zaznaczać się w futbolu. W minionym tygodniu reprezentacja Turcji grała dwa mecze w eliminacjach Euro. Najpierw u siebie z Albanią, a następnie na wyjeździe – ale też jakby trochę u siebie, bowiem Turków na trybunach było wielu – z Francją na Stade de France w Paryżu.