Dwa lata temu to właśnie w Poznaniu Legia cieszyła się z mistrzostwa. W mało odświętnych okolicznościach. Prowadziła z Lechem 2:0, gdy do akcji wkroczyli miejscowi chuligani. Wrzucili na boisko race, następnie wyłamali płot i wbiegli na murawę. Interweniowała policja. Drużynie z Warszawy przyznano walkower.
Dziś Legia nie musi czekać do ostatniej kolejki, by odzyskać tytuł. Mogła to zrobić już przed tygodniem, ale znów nie potrafiła pokonać Piasta, który przez prawie całą drugą połowę grał w osłabieniu (czerwona kartka Bartosza Rymaniaka).
– Mam nadzieję, że trenerowi Vukoviciowi pogratuluję mistrzostwa trochę później niż w sobotę – zapowiada prowadzący Lecha Dariusz Żuraw. W weekend nie będzie miał do dyspozycji Christiana Gytkjaera. Lider klasyfikacji strzelców pauzuje za kartki. Wygląda na to, że zastąpi go Timur Żamaletdinow, który zagrał już z Legią w pierwszym spotkaniu po restarcie sezonu i był nawet bliski strzelenia gola.
Lech przegrał wówczas po kuriozalnym błędzie bramkarza i trafieniu Tomasa Pekharta. Czech odbitą od poprzeczki piłkę wepchnął do siatki brzuchem. W sobotę powinien znów wyjść na boisko w podstawowym składzie, bo kontuzję leczy Jose Kante.
Legia uczy się też żyć bez Radosława Majeckiego, któremu Monaco nie pozwoliło dokończyć sezonu przy Łazienkowskiej. Zastąpi go prawdopodobnie Radosław Cierzniak. Ostatni mecz w Ekstraklasie rozegrał ponad rok temu. Poszukiwania bramkarza trwają. Mówi się o głośnych powrotach – Dusana Kuciaka, a nawet Artura Boruca.