Michel Platini wymarzył sobie, że urządzi świat futbolu po amerykańsku. Kiedy w 2007 r. został szefem Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA), wiele czołowych klubów Starego Kontynentu tonęło w długach. Francuz stworzył więc grupę uderzeniową, która poleciała do USA, żeby porozmawiać z władzami lig zawodowych o tym, jak stabilizują rynek, powstrzymując bogaczy i wspierając biednych.
Gianni Infantino, Andrea Traverso oraz William Gaillard słuchali więc o limitach wynagrodzeń oraz podatku od luksusu, a suma tych doświadczeń – skorygowana działaniami lobbystów – zrodziła system finansowego fair play.
Zgodnie z nim klub, który zakwalifikował się do europejskich pucharów, musi być rentowny i płacić rachunki na czas. Nie wolno też wydawać na wynagrodzenia więcej, niż się zarabia. Limit nie obejmuje szkolenia oraz inwestycji w infrastrukturę. Komisja Kontroli Finansów Klubowych (CFBC) przychody i wydatki bada w trzyletnich cyklach.
Deficyt nie może przekroczyć 30 mln euro. Limit UEFA obwarowała szerokim wachlarzem kar, obejmującym odjęcie punktów, zakaz rejestrowania nowych piłkarzy, ograniczenie liczby zawodników w rozgrywkach europejskich, a w najgorszym przypadku – dyskwalifikację.
– Zaczęliśmy kontrolować budżety prowadzone według różnych reguł, w różnych jurysdykcjach podatkowych. A po trzyletnim okresie próbnym, kiedy nie wymierzano kar, stanęliśmy w obliczu starcia z klubami będącymi własnością funduszy, które wydają setki milionów euro i zatrudniają dziesiątki adwokatów – wspomina w rozmowie z „L'Équipe" Gaillard.