Najkrótsza droga od Kijowa do Wilna prowadzi przez Mińsk. Wszelkie inicjatywy zbliżające do siebie państwa dawnej Rzeczypospolitej są więc bez Białorusi ułomne. Nasz wschodni sąsiad może łatwo stać się wysuniętym rosyjskim klinem rozcinającym przestrzeń Międzymorza, wymierzonym w Warszawę i flankującym Ukrainę od północy. Niektóre koła w Moskwie snują wizję uczynienia z Białorusi kolejnej części Federacji Rosyjskiej. Scenariusz taki jest oczywiście sprzeczny z wizją białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki, który od czasu do czasu wykonuje gesty pokazujące, że stać go na niezależność. A to zaprosi do siebie europejskich dyplomatów, a to nie uzna zależnych od Rosji państewek w stylu Osetii Południowej, a to zagra rolę mediatora w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Tę strategię jest mu jednak coraz trudniej realizować.

Nacisk gospodarczy Rosji na Białoruś rośnie. Moskwa twierdzi, że nie chce już dotować swojego sąsiada i specjalnie nie kryje się ze swoimi zamiarami przejmowania kontroli nad kluczowymi obszarami białoruskiej gospodarki. Kto powiedział, że w obecnych czasach agresja musi mieć charakter wyłącznie militarny? Wojna ekonomiczna może być dużo skuteczniejsza. Zwłaszcza jeśli przybiera formę cichej inwazji. Ekipa Putina powinna to doskonale rozumieć, zwłaszcza po doświadczeniach nabytych na Ukrainie.

Wielkim paradoksem jest to, że Białoruś, kraj nazywany „ostatnią dyktaturą w Europie", jest również państwem, w którym dosyć swobodnie działa wielu polskich przedsiębiorców. Niektórzy z nich cenią sobie warunki prowadzenia tam biznesu bardziej niż w Rosji czy na Ukrainie. Można oczekiwać, że na Białorusi kolonizowanej gospodarczo przez Rosję te warunki będą się zmieniać. Inwestorzy z Polski oraz innych krajów Unii Europejskiej mogą się znaleźć na pozycjach gorszych względem kapitału rosyjskiego.

O ekipie Aleksandra Łukaszenki można z pewnością powiedzieć wiele negatywnych rzeczy. Przez ostatnie ćwierć wieku napisano w Polsce tysiące stron publicystyki potępiającej białoruskiego przywódcę. Krytykowano go za autorytarne rządy, łamanie praw człowieka i konflikt z organizacjami skupiającymi polską mniejszość. Znajmy jednak proporcje. Przewinienia Łukaszenki w dziedzinie praw człowieka bledną w porównaniu z „dorobkiem" Putina, a Białoruś nie angażowała się w żadną wojnę. Łukaszenko nigdy nie był chętny do uczestniczenia w agresywnych przedsięwzięciach Rosji, a zależało mu głównie na zachowaniu swojego „udzielnego księstwa". Dlatego białoruski prezydent staje się w coraz większym stopniu zawalidrogą dla planów imperialnych Kremla. Ciekawe, że wśród zwykłych Rosjan jest on bardzo popularny. Niektórzy z nich przyznają, że chcieliby mieszkać na Białorusi, zarabiając tyle pieniędzy co w Rosji.

W naszym strategicznym interesie jest, by „ostatni dyktator Europy" zawadzał Moskwie tak długo, jak się da.