Reklama

Wojciech Tumidalski: Delegacje sędziowskie to zło, ale co zamiast nich?

Poznaliśmy kolejny dowód na nadużycia w delegowaniu sędziów do orzekania w wyższych instancjach i pora skończyć z tym systemem. Ale trzeba też mieć pomysł, czym go zastąpić.

Aktualizacja: 18.12.2019 14:37 Publikacja: 18.12.2019 12:45

Wojciech Tumidalski: Delegacje sędziowskie to zło, ale co zamiast nich?

Foto: Adobe Stock

Patologię systemu potwierdza najnowsza historia sędziego Krzysztofa Ptasiewicza z Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Od sześciu lat był delegowany do orzekania w sądzie okręgowym, już trzy lata czeka na prezydencką nominację do Sądu Okręgowego. Nie wiadomo, czemu wciąż jej nie otrzymał i czy ma tu znaczenie fakt, że o jego powołanie na ten urząd wnosiła jeszcze stara Krajowa Rada Sądownictwa.

Czytaj także:

Uchylił areszty, odwołany z delegacji w niecałą godzinę

Delegacja sędziego Ptasiewicza została gwałtownie skrócona w piątek, gdy uchylił areszty, na zastosowaniu których bardzo zależało szczecińskiej prokuraturze. Najpierw prokurator wniósł o wyłączenie sędziego Ptasiewicza od rozpoznawania tej sprawy (do której zresztą został wylosowany za pomocą ministerialnego systemu). Wniosek o wyłączenie został oddalony, potem sędzia odmówił aresztowania i niecałą godzinę później na mail prezesa sądu wpłynęło datowane na dzień wcześniej pismo z ministerstwa, że delegacja sędziego Ptasiewicza kończy się w poniedziałek. Jeśli to nie jest ingerencja władzy wykonawczej w działalność władzy sądowniczej, to nie wiem już, co nią jest. Tak po prostu nie wolno.

Łatwo powiedzieć: skończmy z delegacjami sędziów, bo są patologiczne, nadużywane zarówno przy delegowaniu, jak i wtedy gdy delegację przedwcześnie się cofa. Ale co w zamian? Czekające na sędziego sprawy ktoś musi przecież osądzić.

Reklama
Reklama

Dobrym i pożądaniem rozwiązaniem byłoby postulowane od dawna spłaszczenie struktury sądów, wyjęcie z nich najdrobniejszych spraw, a pozostawienie tych, które są sporne. Osądzaliby je sędziowie pierwszej i drugiej instancji. To by pozwoliło uniknąć sądzenia „pod awans", co jest zjawiskiem znanym od lat. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach i konstrukcji przepisów. Oraz, nie oszukujmy się, tym, kto będzie je wprowadzał. Pokusa wystawienia poza system kilkudziesięciu, może kilkuset sędziów, którzy nie podobają się władzy, będzie spora. Ale ona nie zniknie nigdy, bo gdy władza się zmieni (obojętnie kiedy), będzie inna grupa sędziów niepasujących do systemu. Tymczasem system delegacji trwa jako wiekuista, patologia. Prowizorka najtrwalszą formą istnienia.

Patologię systemu potwierdza najnowsza historia sędziego Krzysztofa Ptasiewicza z Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Od sześciu lat był delegowany do orzekania w sądzie okręgowym, już trzy lata czeka na prezydencką nominację do Sądu Okręgowego. Nie wiadomo, czemu wciąż jej nie otrzymał i czy ma tu znaczenie fakt, że o jego powołanie na ten urząd wnosiła jeszcze stara Krajowa Rada Sądownictwa.

Czytaj także:

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Reklama
Opinie Prawne
Krzysztof Augustyn: Adwokatura nie może być muzeum paragrafów
Opinie Prawne
Paulina Kieszkowska: Ministrze, nie idźmy tą drogą!
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Transparentny jak sędzia TSUE
Opinie Prawne
Bartczak, Trzos-Rastawiecki: Banki mogą być spokojne
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Rzecznik nie wydaje wyroku, ale warto go słuchać
Reklama
Reklama