Gdy powoływano prezesa Mateusza Morawieckiego na wicepremiera ds. gospodarki i rozwoju, kierowany przez niego BZ WBK nazwano w mediach Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Sformułowanie to pokazuje społeczną potrzebę i miejsce, jakie mogą zająć firmy działające w Polsce.
Warto jednak na początek zadać przewrotne być może pytanie: czy firmy w ogóle powinny inwestować społecznie? Uznawany już za klasyka idei wolnorynkowych Milton Friedman mówił, że „odpowiedzialność społeczna biznesu to zwiększanie zysku". Kapitalistyczni myśliciele podkreślają, że ludzie biznesu nie są egoistyczni, lecz jedynie działają we własnym interesie, co jest konieczne do zwiększania ich dochodów i dobrobytu całego społeczeństwa. Choć trudno zaprzeczyć, że chęć zysku jest motorem rozwoju i sprzyja bogaceniu się jednostek i społeczeństw, to jednak wydaje się, że tak rozumiana myśl kapitalistyczna omija parę istotnych argumentów.
Choć takie moralne cechy jak roztropność czy racjonalność w wielu sytuacjach biznesowych się przydają, to warto pamiętać, że chęć zysku może zaprowadzić na moralne manowce i sprawić, że firma zamiast pomagać w rozwoju społeczeństwa, będzie mu szkodzić. Przykładami mogą być afery związane z kreatywną księgowością wielkich amerykańskich molochów czy rozbudowywanie przez lata oferty instrumentów pochodnych, których symbolem stał się bank Lehman Brothers.
Dlatego tak samo jak jednostka powinna się kierować w życiu słusznymi zasadami, tak samo firmy mogą wybierać moralnie słuszne rozwiązania i wspierać rozwój tych dziedzin, które sprzyjają pomnażaniu dobra wspólnego. Krótko mówiąc, choć zysk firmy jest ważny dla rozwoju, to jednak nie można tego zysku oddzielać od wartości społeczno-ekonomicznej, czyli – według Michaela Portera – relacji korzyści do kosztów.
Rozróżnienie to nie ma nic wspólnego ze znaną z naszej historii myślą socjalistyczną, a sama istota powinna być dobrze rozumiana w Europie. Warto przypomnieć, że wywodzący się ze środowisk chadeckich twórcy idei UE dobro wspólne i solidarność społeczną lokowali tuż obok kluczowej dla Unii zasady subsydiarności, przedstawianej często w skrócie jako potrzeba dawania symbolicznej wędki, gwarantującej rozwój i dającej poczucie sprawczości, a nie gotowej ryby. Swoją drogą ta fundamentalna dla całej Unii, samorządności i przedsiębiorczości zasada została wzięta żywcem z nauczania społecznego Kościoła, z papieskiej encykliki „Quadregesimo anno" z 1931 r. Podsumowując, zysk jest właściwym celem w biznesie, ale nie może się stać celem samym w sobie.