I zapewne właśnie miała to wrażenie zrobić. W ten sposób kierownictwo prokuratury uwiarygodnia potrzebę utworzenia speckomórki, która – jeśli uzna to za potrzebne – może sięgnąć po każde śledztwo, w którym przewijają się reprezentanci wymiaru sprawiedliwości.

Spójrzmy jednak głębiej: z tych 1100 spraw większość to pisma niezadowolonych z decyzji sądu lub prokuratora czy też po prostu efekt działalności pieniaczy. Każdą sprawę trzeba zbadać. 117 śledztw trwa, czyli w 10 proc. postępowań specprokuratorzy dostrzegli podejrzenie popełnienia przestępstwa. To i tak bardzo dużo, bo prokurator i sędzia powinni być bez skazy. Same śledztwa dotyczą przestępstw zawodowo dyskwalifikujących stróżów prawa: kradzieży, oszustw, korupcji czy fałszywych zeznań oraz prowadzenia pojazdów po alkoholu. Jeśli sędzia czy prokurator czegoś takiego się dopuścił – nie ma dla niego miejsca w zawodzie. Ich immunitetami i zawodowym być albo nie być prędzej czy później zajmie się Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, której skład właśnie się kształtuje.

Ale wiemy dobrze, że niekiedy takie sprawy toczą się po to, by się toczyły. Niepokorny sędzia czy prokurator, którego dotyczą, ma pamiętać, że w odpowiednim momencie sprawy mogą nabrać tempa. Na przykład tuż po wyroku w kontrowersyjnym procesie, na wynik którego w napięciu czeka ktoś ważny. Instrumentalne traktowanie prokuratury to ogromne zagrożenie dla niezależności trzeciej władzy.

Czytaj:

Specwydział prokuratury: z wielkiej chmury mały deszcz