Jest sens bić się o Senat - komentuje Tomasz Pietryga

Zdobycie Izby Wyższej pozwoliłoby opozycji wyjść z roli statysty i zmusiłoby PiS do współpracy i szukania kompromisu.

Publikacja: 19.08.2019 19:03

Jest sens bić się o Senat - komentuje Tomasz Pietryga

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Wciąż nie ma porozumienia między liderami opozycji w kwestii wspólnego startu w wyborach do Senatu. Rozbija się ono o polityczne kalkulacje, czy senacki sojusz jest tak samo korzystny dla wszystkich i czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby startowanie osobno i ewentualnie połączenie sił dopiero po wyborach.

To twardy orzech do zgryzienia zwłaszcza dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale też Grzegorza Schetyny, obawiających się, czy zbytnia bliskość z lewicowym trio Czarzasty – Biedroń – Zandberg nie podmyje tożsamości ich umiarkowanych ugrupowań. I jak mieliby przekonać konserwatywną część własnych wyborców do poparcia w Senacie np. kandydata z pezetpeerowskim rodowodem?

Trendy wyborcze są jednak nieubłagane. Kolejne sondaże wieszczą sukces partii Jarosława Kaczyńskiego w wyborach do Sejmu, a niepewne jest jedynie, czy PiS powtórzy sukces wyborczy z 2015 r., czy może nawet zdobędzie większość pozwalającą na zmianę konstytucji. Opozycja, która przegrała najłatwiejsze dla siebie wybory do europarlamentu, dobrze o tym wie. Wie też, że gdyby udało jej się uzyskać większość w Izbie Wyższej, senacki przyczółek pozwoliłby w wielu sprawach występować z pozycji równoprawnego gracza, a nie jedynie politycznego statysty. Zwłaszcza że trendy polityczne sprzyjające PiS w wyborach do Sejmu nie muszą się pokrywać ze wskazaniami do Senatu. W jednomandatowych okręgach wyborczych nie brakuje bowiem na opozycyjnych listach ciekawych osobowości i nazwisk.

Co daje opozycji przewaga w Senacie? Gdyby uzyskała łącznie 51 mandatów, przy założeniu, że PiS miałby konstytucyjną większość w Sejmie (307 posłów), mogłaby zablokować zmiany w ustawie zasadniczej, które zapowiadał niedawno Jarosław Kaczyński. Miałaby jednak w dalszym ciągu ograniczony wpływ na legislację i uchwalanie zwykłych ustaw. Dziś to właśnie nimi PiS forsuje systemowe reformy. Senat ma co prawda inicjatywę ustawodawczą, jednak o losie senackich projektów i tak ostatecznie decyduje Sejm. Senackie poprawki do uchwalanych przez posłów aktów prawnych także muszą być zatwierdzone przez Sejm. W efekcie opozycyjna większość w Senacie i tak ustępuje rządzącej większości w Sejmie. W sytuacjach konfliktu może za to spowalniać procedowanie. W takim modelu legislacyjny Blitzkrieg, jak w przypadku ustaw sądowych, byłby już niemożliwy.

Siła Senatu tkwi przede wszystkim w kontroli kilku kluczowych instytucji państwowych i wpływie na ich obsadę personalną. Senat wyraża zgodę na powołanie przez Sejm m.in. prezesa NIK, rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw dziecka, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Instytutu Pamięci Narodowej. To senatorzy powołują też spośród siebie dwóch przedstawicieli do Krajowej Rady Sądownictwa, a także dwóch członków Kolegium IPN i trzech członków Rady Polityki Pieniężnej. Mogą też nie zgodzić się na referendum prezydenckie. Senat podejmuje również uchwały dotyczące przyjęcia lub odrzucenia sprawozdań m.in. TK, SN, RPO czy KRRiT.

Dzięki tym uprawnieniom Senat może oddziaływać na sferę polityczną, ograniczając swobodę decyzyjną partii mającej sejmową większość, a tym samym wymuszać współpracę i szukanie kompromisu.

Reasumując: Senat, często dość lekceważąco nazywany izbą refleksji, w sytuacjach silnego sporu politycznego i monowładzy może dać opozycji pewien wpływ na kształtowanie rzeczywistości w Polsce. Dziś jest ona tylko obserwatorem. W tym sensie szukanie odrębnej strategii wyborczej do Sejmu i odrębnej do Senatu może być uzasadnione.

Wciąż nie ma porozumienia między liderami opozycji w kwestii wspólnego startu w wyborach do Senatu. Rozbija się ono o polityczne kalkulacje, czy senacki sojusz jest tak samo korzystny dla wszystkich i czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby startowanie osobno i ewentualnie połączenie sił dopiero po wyborach.

To twardy orzech do zgryzienia zwłaszcza dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale też Grzegorza Schetyny, obawiających się, czy zbytnia bliskość z lewicowym trio Czarzasty – Biedroń – Zandberg nie podmyje tożsamości ich umiarkowanych ugrupowań. I jak mieliby przekonać konserwatywną część własnych wyborców do poparcia w Senacie np. kandydata z pezetpeerowskim rodowodem?

Pozostało 82% artykułu
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie