Serwilizm źle rokuje

Analityka banku centralnego dostarcza pretekstu dla błędnej polityki monetarnej. Bardzo to przykre. Jak zresztą każdy serwilizm w wykonaniu profesjonalistów.

Publikacja: 30.07.2018 21:00

Serwilizm źle rokuje

Foto: Bloomberg

Ze zdumieniem czytałem wyniki najnowszego cyklicznego badania koniunktury firmowanego przez NBP w ramach tzw. szybkiego monitoringu firm. Najwyraźniej żyję i pracuję w jakiejś innej rzeczywistości niż analitycy niezależnego banku centralnego.

Profesjonalny serwilizm

Na początku przyszła konkluzja, stosunkowo mało jeszcze wstrząsająca, że sytuacja przedsiębiorstw niefinansowych w ostatnim kwartale oceniana była nieznacznie lepiej niż wcześniej. Równocześnie firmy sygnalizowały jednak możliwość gorszych prognoz w kolejnych kwartałach. Można by z tego wnioskować o chwilowej poprawie nastrojów, choć nie wszędzie, bo duzi eksporterzy odnotowali już teraz spadki wskaźników płynności i rentowności.

Ale im dalej w badaniu, tym ciekawiej. Okazuje się bowiem, że tak ogólnie, to jest jednak dobrze. Jest dobrze na rynku pracy. Dobrze, czyli inaczej niż sądzi nie tylko większość analityków dostrzegających problemy związane z narastaniem bariery podażowej, ale też Główny Urząd Statystyczny (który od miesięcy informuje o znaczącej przewadze wzrostu wynagrodzeń nad wzrostem wydajności pracy w przemyśle), nie wspominając o kolejnych wskazaniach PMI.

Monitoring koniunktury NBP mocno akcentuje spadek presji na wzrost wynagrodzeń, który trwa już drugi kwartał z rzędu. Odsetek przedsiębiorstw prognozujących wzrosty płac spadł i uplasował się na poziomie z połowy 2017 r. Każdy przytomny analityk opatrzyłby takie spostrzeżenia logicznym komentarzem: jak już podnieśli, to przez chwilę o podniesieniu nie myślą, prawda? Bo w negocjacjach płacowych obowiązuje również cykliczność. Może dodałby nawet jeszcze, że teraz presja płacowa przenosi się wyraźniej do sektora publicznego, co budżet i gospodarka odczują zapewne jesienią.

Z badania wynika, że brak pracowników przestał być już barierą rozwoju tak istotną jak wcześniej. Trudno powiedzieć dlaczego, bo przecież liczba nieobsadzonych stanowisk pracy była, według GUS, na rekordowym poziomie.

Okazuje się też, że jest dobrze, jeśli chodzi o płynność i rentowność. Mediana przedsiębiorstw z sektora zatrudniającego ponad 50 osób, w tym (co szokuje w świetle powszechnie znanych faktów) w sektorze budowlanym, po kolejnych trzech udanych kwartałach dalej poprawia płynność i rentowność. Po co w takim razie było zwoływać „okrągły stół" w budownictwie? Bo tego chcieli nieprofesjonalni panikarze?

Analitykom od „szybkiego monitoringu" w NBP trzeba by może zadedykować obowiązkową lekturę dwóch ostatnich odsłon komponentu mikroekonomicznego raportu, przygotowywanego na zlecenie Ministerstw Rozwoju przez zespół kierowany przez Jerzego Hausnera. Drobiazgowa i bardzo profesjonalna analiza źródłowego materiału, dostarczanego na rzecz tego raportu przez GUS, wskazuje na alarmujący wzrost napięć na tle płynnościowym i wynikowym w sektorze firm małych i średnich.

Nie będę się już znęcał nad pokrętnymi drogami, jakimi analitycy NBP próbują objaśnić brak inwestycji niepublicznych w gospodarce. Tłumaczenie sprowadzające się w istocie do tego, że przedsiębiorstwa nie inwestują, bo nie muszą, a wskaźnik wykorzystania mocy wytwórczych, jako indykator przyszłego popytu inwestycyjnego jest „sektorowy" i ustępuje miejsca „selekcji zleceń", co niweluje presję na wzrost nakładów inwestycyjnych, jest szczytem wysublimowanej analizy.

Konkluzje z takiego „szybkiego monitoringu" są dość oczywiste: nie ma co przesadzać ze straszeniem inflacją płacową, wzrost wynagrodzeń jest kontrolowany i nie grozi wzrostem inflacji, wyniki firm i ich standing finansowy są OK, brak inwestycji ma swoje racjonalne uzasadnienie.

Mamy więc zestaw argumentów z całą mocą wspierających aktualną politykę NBP, uzasadniającą brakiem nierównowag utrzymywanie ujemnych realnych stóp procentowych, czemu towarzyszą zapowiedzi kontynuowania tego procederu aż po rok 2020. Analityka banku centralnego dostarcza tym samym pretekstu dla błędnej polityki monetarnej. Bardzo to przykre. Jak zresztą każdy serwilizm w wykonaniu profesjonalistów.

Można też inaczej

Rzućmy więc okiem na próbę alternatywnego odczytania procesów makroekonomicznych w naszej gospodarce. Tak dla równowagi.

Bank centralny w swoich projekcjach ignoruje sygnały podręcznikowo budujące presję inflacyjną. Zaliczyć do nich można:

silny wzrost płac przekraczający wzrosty produktywności pracy (wydajność pracy w przemyśle w okresie styczeń–maj 2018 wzrosła o 3,3 proc. r./r., przy większym o 2,7 proc. zatrudnieniu i wzroście przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto o 7,2 proc.);

niską, plasującą się w pobliżu NAIRU [bezrobocie stabilizujące poziom inflacji – red.] stopę bezrobocia i narastającą barierę podażową na rynku pracy;

początkowo zatrzymanie się, a następnie cofnięcie się presji aprecjacyjnej złotego.

Niskie prognozy inflacji w projekcjach NBP bazują przy tym na aktualnej niewrażliwości inflacji bazowej na procesy płacowe i wysoką dynamikę PKB, co wiązane jest z niedoszacowanym tempem wzrostu potencjału i bliżej nieokreślonymi zmianami strukturalnymi w gospodarce. Tymczasem podstawy dla „cudu bezinflacyjnego wzrostu" są nader kruche.

Aprecjacja złotego skończyła się na dobre. Obawy o wojny handlowe niszczą deflacyjny wpływ globalizacji na wymianę towarową. Topnieje poduszka marżowa w sektorze przedsiębiorstw, pozwalająca akomodować wzrost cen detalicznych w obawie przed utratą rynku. Marże w usługach są przeciętnie tak niskie, że nie stwarzają żadnego bufora dla presji inflacyjnej.

Ponadto z dużym prawdopodobieństwem oczekiwać wypada wzrostów cen energii dla odbiorców detalicznych po tym, jak rosną one na giełdach i dobiegną końca długoterminowe kontrakty na dostawy. Wzrosną ceny wody i koszt odprowadzania ścieków. Podwyżki płac w budżetówce na fali protestów przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi są nie do zatrzymania.

W tym i w przyszłym roku utrzyma się wysoka, przekraczająca potencjał, dynamika PKB. Cykl koniunkturalny zacznie sprzyjać spadkowi inflacji nie wcześniej niż w 2020 r. Ale do tego czasu, bez wyprzedzającego zaostrzenia polityki monetarnej (zgodnego ze strategią bezpośredniego celu inflacyjnego i definiującą tę strategię polityką forward looking), wszystkie procesy sprzyjające narastaniu presji inflacyjnej będą się rozpędzały.

Spóźniona reakcja RPP wymagać będzie wówczas ostrzejszych podwyżek stóp. Tym bardziej że spowolnienie wzrostu wywoła silny wzrost deficytu sektora finansów publicznych, na który optymalne policy mix powinno odpowiedzieć wzrostem restrykcyjności polityki monetarnej.

Pole dla niespodzianki inflacyjnej pozostaje wciąż spore, pomimo korzystnej dla modelowych prognoz CPI bazy statystycznej. Wypada wyrazić satysfakcję z faktu, że uspokajającemu tonowi narracji dominującemu zdecydowanie w analizach banku centralnego nie poddaje się jak dotąd przynajmniej trzech członków RPP. To nie wystarczy dla skorygowania błędnego toru polityki monetarnej, ale przynajmniej podpiera silnie dołującą reputację banku centralnego.

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu, dwukrotnym zwycięzcą w konkursie NBP i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego roku.

Ze zdumieniem czytałem wyniki najnowszego cyklicznego badania koniunktury firmowanego przez NBP w ramach tzw. szybkiego monitoringu firm. Najwyraźniej żyję i pracuję w jakiejś innej rzeczywistości niż analitycy niezależnego banku centralnego.

Profesjonalny serwilizm

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację