Wstępne dane GUS pokazały, że dynamika wzrostu PKB w I kw. sięgnęła 5,1 proc. r./r. i aż 1,6 proc. kw./kw. Potwierdzenie tego w pierwszym przybliżeniu oznaczałoby przeniesienie górnego punktu cyklu koniunkturalnego z IV kw. 2017 r. (tu wzrost został przez GUS zrewidowany w dół z 5,1 proc. do 4,9 proc.) na przełom I i II kw. roku 2018.
Z ostrożnością podchodzę do prognoz podnoszących dynamikę PKB w II kw. nawet do 5,4 proc. r./r. A to dlatego, że konstruowane są w oparciu o dane miesięczne i nie są w stanie uwzględnić ostatecznego wpływu wielkości rezydualnych na zagregowany PKB.
Moje prognozy wskazują na dynamikę wzrostu PKB w II kw. lekko poniżej 5 proc. Przy tym wiele przesłanek wskazuje, że wzrost gospodarczy w tym roku będzie nieco wyższy niż w ub.r. i znacząco przekroczy prognozy będące podstawą projektu budżetu. W moich prognozach to 4,8 proc. r./r.
Bez hurraoptymizmu
Czy daje to podstawy do hurraoptymizmu? Nie sądzę. Cykl koniunkturalny jest zsynchronizowany w skali globalnej. Widać to we wskaźnikach wyprzedzających zarówno w Europie, jak i w USA, gdzie wyraźnie zaznacza się dojrzała faza cyklu. Przy czym w znacznie lepszej sytuacji od Europy zdają się być USA, gdzie rozpoczął się już dość dawno cykl normalizacji polityki monetarnej (siedem podwyżek stóp), co pozwala Fed uzyskać przestrzeń dla antycyklicznej polityki w fazie spowolnienia.
Zewnętrzne otoczenie makroekonomiczne, począwszy od II kw. 2018 r., przestało wspierać nasz wzrost gospodarczy tak mocno jak w roku 2017. Stąd – obok czynników wewnętrznych w postaci rosnących barier podażowych – spowolnienie dynamiki PKB od 2019 r. aż o ponad 1 pkt proc. w porównaniu z 2018 r. wydaje się przesądzone. Uplasuje to wzrost gospodarczy w pobliżu rządowej prognozy budżetowej lub lekko poniżej.