Raport Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, o którym piszemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej", nastraja wyjątkowo pesymistycznie. Prokuratura prowadzi rocznie ok. 20 spraw o oszustwa parabankowe, czyli całkiem sporo. Choć jednak za taką działalność grozi nawet pięć lat pozbawienia wolności, to orzekane są albo niskie kary w zawieszeniu, albo grzywny. Aż dziw, że do tej pory porządna afera wynikła tylko w przypadku Amber Gold. Ile podobnych jeszcze nas czeka?

Problem polega na tym, że takie oszustwa traktowane są przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości w sposób wyjątkowo pobłażliwy. Tymczasem z roku na rok coraz mniej jest przestępstw kryminalnych, a coraz więcej właśnie gospodarczych. Tych ostatnich popełnia się prawie 500 dziennie! Począwszy od prostych wyłudzeń kredytów, poprzez kradzież pieniędzy z kont, a skończywszy na oszustwach tak wielkich jak Amber Gold (dla przypomnienia – ponad 18 tysięcy poszkodowanych na ponad 800 mln złotych).

To niezrozumiałe, że choć przestępczość finansowa błyskawicznie rośnie w siłę, białe kołnierzyki nadal mają taryfę ulgową.

Nie jest tajemnicą, że sprawy gospodarcze są w policji i prokuraturze traktowane jak gorący kartofel. Mało ludzi się na tym zna, bo tym, którzy się znają, zdecydowanie lepiej płacą w firmach audytorskich. Sędziowie też w znakomitej większości muszą tu polegać na biegłych, a ci również wolą zarabiać gdzie indziej.

Efekt jest taki, że na razie wygrywają finansowi krętacze. I jeśli nie zaczną być poważnie karani, to nie zmieni tego żadna ambergoldowa komisja śledcza. Bilans na dziś – oszuści z wyrokami „w zawiasach" śmieją się oszukanym w nos!