Leon Podkaminer: Prognoza inflacji raczej minimalistyczna

Doświadczenie ekspansji pieniężnej z lat 2007–2009 sugeruje, że nie nastąpi znaczące przyspieszenie inflacji „ciągnione" przez zbytni wzrost popytu.

Publikacja: 25.04.2021 21:00

Leon Podkaminer: Prognoza inflacji raczej minimalistyczna

Foto: Shutterstock

Profesor Grzegorz Kołodko wystąpił z tezą, że już mamy do czynienia z inflacją, tym razem niewidoczną, bo „tłumioną" („Inflacja tłumiona 3.0. Czy wiemy, co się dzieje?", „Rzeczpospolita", 22.04.2021). Jego zdaniem możliwe, że inflacja ta się „uwidoczni" w postaci wysokiej inflacji „widzialnej". Uzasadnienia tej tezy aż proszą się o krytyczne uwagi.

Zdaniem Autora zasadniczą przyczyną obecnej „inflacji tłumionej" jest to, że „w odpowiedzi na unikatowy charakter kryzysu ekonomicznego wywołanego pandemią koronawirusa rządy i banki centralne licznych państw wpompowały do gospodarki niebywałe w czasach pokojowych ilości pieniądza: »wydrukowano« jego masę bez pokrycia w realnej ofercie towarowej". Otóż po pierwsze, nie jest prawdą, że mamy do czynienia z „niebywałym" wzrostem ilości pieniądza. W 2020 r. jego ilość M2 wzrosła o 16,9 proc. (grudzień 2020 do grudnia 2019). To mniej niż w 2009 r. (20,2 proc.) i niewiele więcej niż w latach 2007–2008 (wykres).

Po drugie, założenie, że za „niebywałym" wzrostem ilości pieniądza kryje się inflacja „tłumiona", która prędzej czy później objawi się w postaci jawnej, jest fałszywe. Za ekspansją ilości pieniądza w latach 2007–2009 nie poszła inflacja. Wprost przeciwnie, mieliśmy do czynienia z trzyletnim (2014–2016) okresem deflacji: spadku poziomu cen.

Czy widać niedobory

Co mamy rozumieć przez pojęcie „inflacji tłumionej"? Prof. Kołodko tłumaczy je istnieniem „wydrukowanych pieniędzy zamrożonych w postaci przymusowych oszczędności przy okazji zablokowania części gospodarki". O zjawisku przymusowych oszczędności wiemy z doświadczeń tzw. gospodarki planowej. Nazywaliśmy je „nawisem inflacyjnym". „Nawis" wynikał z niedopasowania podaży (i cen) dóbr konsumpcyjnych do popytu (co przejawiało się w racjonowaniu, kolejkach itp.). Niedobory podaży skutkowały niemożnością realizacji zakupów, powiększając oszczędności (o domniemany komponent „przymusowy").

Czy także obecnie mamy do czynienia z sytuacją fizycznych niedoborów ograniczających realizację zakupów? Bardzo wątpię. Półki sklepów spożywczych, drogerii itp. uginają się od towarów. Pandemiczne ograniczenia w dostępie do sklepów odzieżowych, meblowych, RTV itp. nie ograniczają zakupów. Kwitnie biznes internetowy i kurierski. W dowolnym momencie można nabyć, co się tylko chce, i to na korzystnych warunkach: z dostawą pod drzwi!

Owszem, popyt może faktycznie przewyższać podaż w przypadku np. usług kulturalnych. To niedopasowanie ma jednak marginalne znaczenie (z punku widzenia całości wydatków i oszczędności konsumentów). To nie niedostateczna podaż, ale niedostateczny popyt jest (nawet teraz) problemem kluczowym. Dowodzą tego także dane badań koniunktury (por. nbp.pl/publikacje/koniunktura/raport_1_kw_2021.pdf). Konkludując, nie istnieją obecnie żadne oszczędności „przymusowe", a wiec i żadna inflacja „tłumiona", która mogłaby mieć późniejsze konsekwencje dla inflacji i koniunktury gospodarczej. Co oczywiście nie oznacza, że skłonność do (dobrowolnego) oszczędzania w sektorze gospodarstw domowych pozostanie na obecnym poziomie także po przezwyciężeniu pandemii.

Co z oszczędzaniem

Doświadczenie skutków poprzedniej ekspansji pieniężnej z lat 2007–2009 sugeruje, że i po obecnej ekspansji nie nastąpi żadne znaczące obniżenie się skłonności do oszczędzania i żadne znaczące przyspieszenie inflacyjne „ciągnione" przez nadmierny wzrost popytu konsumpcyjnego. Jasne też, że możemy doświadczać przyspieszenia inflacyjnego indukowanego przez podwyżki cen administrowanych przez władze (tak jak dzieje się to już obecnie).

Ostatnią kwestią jest niefortunne stwierdzenie, że oto „...»wydrukowano« jego [pieniądza] masę bez pokrycia w realnej ofercie towarowej". Otóż dodatkowe ilości pieniądza trafiającego do gospodarki z reguły nie mają realnego „pokrycia". Wzrost ilości pieniądza (np. w formie kredytu lub wydatków publicznych) najczęściej jest warunkiem pojawienia się „realnej" oferty towarowej!

Autor jest emerytowanym pracownikiem Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Profesor Grzegorz Kołodko wystąpił z tezą, że już mamy do czynienia z inflacją, tym razem niewidoczną, bo „tłumioną" („Inflacja tłumiona 3.0. Czy wiemy, co się dzieje?", „Rzeczpospolita", 22.04.2021). Jego zdaniem możliwe, że inflacja ta się „uwidoczni" w postaci wysokiej inflacji „widzialnej". Uzasadnienia tej tezy aż proszą się o krytyczne uwagi.

Zdaniem Autora zasadniczą przyczyną obecnej „inflacji tłumionej" jest to, że „w odpowiedzi na unikatowy charakter kryzysu ekonomicznego wywołanego pandemią koronawirusa rządy i banki centralne licznych państw wpompowały do gospodarki niebywałe w czasach pokojowych ilości pieniądza: »wydrukowano« jego masę bez pokrycia w realnej ofercie towarowej". Otóż po pierwsze, nie jest prawdą, że mamy do czynienia z „niebywałym" wzrostem ilości pieniądza. W 2020 r. jego ilość M2 wzrosła o 16,9 proc. (grudzień 2020 do grudnia 2019). To mniej niż w 2009 r. (20,2 proc.) i niewiele więcej niż w latach 2007–2008 (wykres).

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację