Temat kredytów frankowych wciąż budzi ogromne emocje. Wszak chodzi nie tylko o reputację instytucji zaufania publicznego, ale i o miliardowe kwoty, które klienci banków dzięki jesiennemu wyrokowi TSUE próbują odzyskać za niedozwolone klauzule w umowach kredytowych. Banki zaś starają się przeciągać sprawy w nieskończoność, korzystając m.in. z coraz bardziej niestabilnego systemu sądowego w Polsce.

Sytuacja nie jest zero-jedynkowa. Frankowych kredytów hipotecznych w Polsce ubywa, jednak wciąż jest ich mnóstwo – około pół miliona, z wartością zobowiązań przekraczającą 100 mld zł. To tyle co jedna dziesiąta wszystkich oszczędności Polaków zgromadzonych w bankach. Jednak umowa umowie nierówna. Banki stosowały i zmieniały w czasie rozwiązania i zapisy prawne, zbyt często stosując jednak niedozwolone klauzule. Z drugiej strony wśród samych frankowiczów są tacy, którzy nie mieli wyjścia – ze względu na ograniczoną zdolność kredytową bank oferował im 10–20 lat temu tylko „tańszy" (ze względu na niższe oprocentowanie) kredyt hipoteczny w szwajcarskiej walucie. Są jednak i tacy, którzy mieli wybór pomiędzy kredytem frankowym a droższym wówczas w złotych i wybrali ten pierwszy, bo dzięki temu mogli kupić większe mieszkanie.

Czytaj także: Bankowy plan na franki

Banki to wszystko wiedzą. Niektóre grają agresywnie i, ryzykując utratę reputacji, decydują się na długoletnią batalię sądową ze swoim klientem, licząc, że przynajmniej ograniczą skalę problemu, odsuwając go w czasie. Są jednak i takie, które – dostrzegając przechylającą się ostatnio na korzyść frankowiczów szalę Temidy – wyciągają ostrożnie rękę do zgody i wychodzą z propozycjami. Wśród nich jest Santander Bank Polska, który może – jeśli zyska przychylność regulatora – zaproponować już wkrótce ugodowe wyjście z sytuacji. Przeprowadzi symulację wzięcia przez frankowicza kredytu w złotych. Jeśli okaże się, że za kredyt w polskiej walucie zapłaciłby mniej, bank zwróci mu nadpłatę zapłaconych dotąd rat. Może nie będzie to rewolucja, ale z pewnością dobry przykład dla pozostałych banków.

Inna sprawa, że propozycja ta wpisuje się w kalendarz polityczny. Kampania prezydencka trwa już w najlepsze. Najgorętszej atmosfery można się spodziewać przed prawdopodobną drugą turą wyborów. Przy wyrównanej walce szalę zwycięstwa może w niej przechylić nawet stosunkowo niewielka liczba głosów. A przecież jednym z haseł na sztandarach poprzedniej kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy była pomoc frankowiczom (właściwie nic z tego nie wyszło). Nie zdziwiłbym się, gdyby propozycja polskiego Santandera, której wprowadzenie w życie zaplanowano na drugie półrocze, za sprawą działań „czynników politycznych" nabrała gwałtownego przyspieszenia. Kto wie, może doczekamy się też wyciągniętego z kapelusza pomysłu samego prezydenta. A wszystko to, aby pozyskać przychylność kilkuset tysięcy zadłużonych we frankach wyborców.