Ewa Usowicz o krótszym terminie przedawnienia długów

W naszym obrocie gospodarczym egzekucja długów przypomina czasem Dziki Zachód. Strzały w plecy są codziennością. Wygrywa silniejszy albo bardziej bezczelny.

Publikacja: 30.01.2017 07:50

Ewa Usowicz

Ewa Usowicz

Foto: Fotorzepa

Bywa, że sądy zasądzają należności dawno przedawnione, a dłużnicy dowiadują się o długu dopiero wtedy, gdy z konta znikają im pieniądze – ściągnięte przez komornika. To efekt m.in. tego, że nawet 4 miliony spraw rozpoznawanych jest w trybie nakazowym (dotyczy on m.in. niezapłaconych rachunków dla dostawców mediów), w którym sąd w życiu nie widział dłużnika. Ale to również efekt tego, że wierzyciele przypominają sobie o długu po Bóg wie ilu latach. W efekcie w najlepsze kwitnie handel starymi długami. To złote czasy dla firm windykacyjnych, które pukają do dłużników w sprawie należności np. sprzed dziesięciu lat (a bywa, że i więcej, bo terminy przedawnienia da się przecież wydłużyć). Problem polega na tym, że po tylu latach dłużnik często nie pamięta, o jaki dług chodziło i czy ta należność – zwykle niewygórowana – w ogóle jest prawdziwa. Nie ma jednak ochoty sądzić się o 200 zł, szczególnie gdy windykatorzy nękają go telefonami o świcie.

Dobrze, że Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło nieco ten Dziki Zachód ucywilizować. Maksymalny termin przedawnienia będzie wynosił sześć lat zamiast dziesięciu. Dłużnik ma szansę po takim czasie pamiętać, o co chodzi, a pilnujący swoich spraw wierzyciel – wystarczająco dużo czasu na dochodzenie należności. Sądy będą musiały z urzędu badać, czy dane roszczenie się nie przedawniło, i z pewnością będą z tego bardzo niezadowolone. Ale kiedyś już to robiły, więc i teraz nie powinny mieć problemu.

I wreszcie – komornik nie wyczyści nam po cichu konta. Jeśli je zajmie, bank nie odda mu od razu pieniędzy, ale poinformuje właściciela, który będzie miał 14 dni na ewentualne odwołania.

Powinno to uporządkować obrót gospodarczy i przeciąć miliony sporów toczonych przez lata o...

No właśnie, o co? Często o niewielkie kwoty, o których już nikt nie pamięta.

Bywa, że sądy zasądzają należności dawno przedawnione, a dłużnicy dowiadują się o długu dopiero wtedy, gdy z konta znikają im pieniądze – ściągnięte przez komornika. To efekt m.in. tego, że nawet 4 miliony spraw rozpoznawanych jest w trybie nakazowym (dotyczy on m.in. niezapłaconych rachunków dla dostawców mediów), w którym sąd w życiu nie widział dłużnika. Ale to również efekt tego, że wierzyciele przypominają sobie o długu po Bóg wie ilu latach. W efekcie w najlepsze kwitnie handel starymi długami. To złote czasy dla firm windykacyjnych, które pukają do dłużników w sprawie należności np. sprzed dziesięciu lat (a bywa, że i więcej, bo terminy przedawnienia da się przecież wydłużyć). Problem polega na tym, że po tylu latach dłużnik często nie pamięta, o jaki dług chodziło i czy ta należność – zwykle niewygórowana – w ogóle jest prawdziwa. Nie ma jednak ochoty sądzić się o 200 zł, szczególnie gdy windykatorzy nękają go telefonami o świcie.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem