Dizengoff Centre to położona u zbiegu ulic Dizengoff i Króla Jerzego najstarsza galeria handlowa Tel Awiwu. Składa się na nią nie tylko ponad 400 sklepów, wiszące ogrody, kina, ale też dwa wieżowce. Centrum oddano do użytku pięć dekad temu i wpisało się już w historię najnowocześniejszego miasta Izraela, również tę krwawą, gdy w połowie lat 90. wysadził się tam bojownik Hamasu przy użyciu 20 kg materiałów wybuchowych, które miał na sobie. Tak Dizengoff dołączyło do długiej listy miejsc w regionie, które obficie zostały zroszone palestyńską i żydowską krwią.
Czytaj więcej
Donald Trump domaga się ułaskawienia Beniamina Netanjahu, który zmaga się z poważnymi zarzutami k...
Dlaczego w Izraelu nie wszyscy Arabowie mają dostęp do schronów przeciwrakietowych
Centrum handlowe przebiło się ostatnio do zbiorowej wyobraźni podczas wojny nazwanej 12-dniową za sprawą reportażu najstarszej izraelskiej gazety „Haaretz”. Odpowiedzią Iranu na ostrzał ze strony Izraela było ciągłe posyłanie serii rakiet balistycznych. W efekcie cywile zmuszeni byli spędzać sporo czasu w schronach. W każdym nowym budynku musi istnieć „bezpieczny pokój” (mamad), czyli pomieszczenie, które można zamknąć stalowymi drzwiami, bez okien albo ze specjalnie uszczelnianymi i zbrojonymi. Wiele izraelskich rodzin urządza mamad w pokoju dla dzieci, by w wypadku alarmu powietrznego, po prostu położyć się na karimacie koło dziecięcych łóżeczek. Jednak podczas ostatnich bombardowań cywile zginęli w bezpiecznym pokoju w miejscowości Petach Tikwa, we wschodniej części Tel Awiwu, ponieważ bezpośrednio uderzyła w nie z ogromną energią rakieta balistyczna, a pomieszczenia tego rodzaju nie są projektowane do obrony przed takimi pociskami.
Wiele osób nie ma własnych schronów. Nie wspominając już o społeczności arabskiej. Tak się jakoś pechowo złożyło, że wiele miejscowości zamieszkałych przez izraelskich Arabów ma, eufemistycznie rzecz ujmując, niewystarczającą liczbę schronów. A mówiąc wprost – często arabskie wioski mają tzw. status otwarty, czyli nie są objęte ani systemem schronów, ani ochrony przeciwlotniczej. Musa Abu Rumi, burmistrz miejscowości Tamra, przyznał, że w jego mieście, zamieszkanym przez biedniejszą ludność arabską, tylko 40 proc. mieszkańców może liczyć na miejsce w schronie.