Nie można przejść obojętnie nad informacją o natychmiastowym delegowaniu śledczych m.in. ze stowarzyszenia Lex Super Omnia (LSO) do odległych jednostek w kraju. Katarzyna Kwiatkowska, szefowa LSO, która przed laty doprowadziła do skazania Lwa Rywina, udać się ma do Golubia-Dobrzynia (prawie 200 km z Warszawy), a do Jarosławia (prawie 400 km) trafi prok. Katarzyna Szeska, ostatnio oskarżająca w sądzie groźnych przestępców. Takich decyzji o półrocznych delegacjach, z podpisem prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego, wobec aktywnych medialnie śledczych jest około 20. Zapadły 15 stycznia, a już z końcem tego tygodnia zesłani mają się zameldować w nowych jednostkach, urządzić się, znaleźć mieszkanie itp.

Czytaj także:

Niepokorni śledczy jadą za karę w Polskę

Prokuratura to instytucja hierarchiczna, pełni się w niej służbę, ale w takim trybie nie odbywa się nawet mobilizacja sił zbrojnych na wojnę. Uzasadnienie, że powodem jest pandemia i centrala musi wesprzeć teren, to tylko pretekst, by z jednostek, w których trwają ważne śledztwa, pozbyć się niepokornych i cieszących się autorytetem śledczych. Stanowi to też wotum nieufności dla szefów prokuratur apelacyjnych i okręgowych, którym – jak z tego wynika – nie udało się zapewnić ciągłości działań w podległych jednostkach. Prokurator Święczkowski nie przekonał chyba nawet Jacka Skały, szefa raczej przychylnego obecnemu kierownictwu prokuratorskiego związku zawodowego, który często się spiera z działaczami LSO. Tym razem ich poparł i wskazał, że na tych niespodziewanych delegacjach ucierpią ich rodziny. Nawet szczepienie prokuratorów poza kolejnością nie będzie tu osłodą.

Gdy w kultowym filmie „Rejs" śpiewaka wykonującego smutne piosenki przenoszono do sekcji gimnastycznej, padło znamienne wyjaśnienie: spotka tam nowych znajomych i – co ważniejsze – nie będzie śpiewał. „Rejs" to nie komedia. Zsyłki w prokuraturze tym bardziej. Ucierpią śledztwa – te pozostawione w dotychczasowych prokuraturach. A podobno miało być sprawniej.