Michał Królikowski: Drugi raz nie podjąłbym się reformy procesu karnego

prof. Michał Królikowski | Rząd wycofuje się właśnie z wprowadzonej w lipcu 2015 r. nowej procedury karnej. Dzięki niej miało być sprawniej i szybciej. Co o decyzji nowego ministra sprawiedliwości myśli współautor reformy i były wiceminister? Czy odbiera ją jak porażkę i gdzie upatruje przyczyn niepowodzenia – opowiada w rozmowie z Agatą Łukaszewicz.

Publikacja: 11.01.2016 08:08

prof. Michał Królikowski

prof. Michał Królikowski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rz: To już przesądzone. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, wycofuje zmienioną w lipcu 2015 r. procedurę karną, której jest pan współautorem. Jutro projektem przywracającym stare przepisy ma się zająć Rada Ministrów. To dobra decyzja? W pewnym sensie dla autorów, w tym i pana, to  porażka. Dlaczego się nie udało?

Michał Królikowski: Tak, chociaż projektu cały czas nie przyjęła Rada Ministrów. Sama decyzja resortu nie budzi mojego zdziwienia. Przecież zapowiadano to podczas prac legislacyjnych w poprzedniej kadencji Sejmu, a sam Jarosław Kaczyński określił tę reformę jako wycofanie się państwa z walki z przestępcami.

Powrót prokuratury do Ministerstwa Sprawiedliwości oraz zainteresowanie kierownictwa resortu powodują, że wiodący staje się ponownie interes oskarżycielski, nie zaś związany ze sprawnością wymiaru sprawiedliwości.

Dodajmy, że prowadzimy rozmowę, mimo że projekt nowelizacji, wniesiony wprawdzie pod obrady Rady Ministrów, nie został jeszcze ujawniony. Swoją drogą, niektóre informacje (gdyby okazały się prawdziwe), jak ta, że resort wycofuje się z gwarancji obrony z urzędu, a więc zwiększenia dostępności relatywnie niedrogiej pomocy prawnej, wprawiają w osłupienie.

Myśli pan, że bez zagrożenia dla kondycji wymiaru sprawiedliwości można było jeszcze poczekać z tą decyzją?

Oczywiście. W tym sensie jest to działanie pośpieszne, nieroztropne i destrukcyjne. Do pewnego stopnia także nieuczciwe, ponieważ dane statystyczne, jakie są przytaczane, przy ich prawidłowej interpretacji przemawiają na rzecz tego, by reformie dać szansę. Taka jest zresztą opinia zdecydowanej większości praktyków, z którymi przychodzi mi się dziś spotykać jako obrońcy lub pełnomocnikowi pokrzywdzonego.

Czy rzeczywiście wyniki  pracy sądów i prokuratur po pierwszych sześciu miesiącach obowiązywania nowej procedury karnej są tak katastrofalne, że nowy minister ucieka przed zapaścią wymiaru sprawiedliwości? Mówi, że decydując się na wprowadzenie zmian, przeprowadzono eksperyment na żywym organizmie.

Absolutnie nie. Obserwujemy w prostych sprawach radykalne przyspieszenie postępowania karnego oraz odciążenie prokuratorów nadzorujących dochodzenia umożliwiające w przyszłości lepszą obsługę śledztw. Na sprawy większe trzeba jeszcze poczekać, ale informacje pochodzące od prokuratorów, zwłaszcza ze szczebla rejonowego, prowadzących zdecydowaną większość spraw (ok. 95 proc.), z którymi w swojej praktyce adwokackiej rozmawiam, napawają optymizmem. Również sędziowie wskazują na wiele rozwiązań, które po prostu zwiększają ich zdolność do pracy merytorycznej. Pewnie, że nikt nie jest ze wszystkiego zadowolony. Również ja niektóre sprawy rozwiązałbym dziś nieco inaczej. Ale powoli, po miesiącach kontestacji, całość zaczyna być przyjmowana z nadzieją na lepsze.

Kiedy słyszy pan ostre słowa prokuratorów o zmianach, do których doszło w lipcu, którzy dziś cieszą się z decyzji nowego ministra, nie myśli pan... może trzeba było poczekać z wprowadzaniem procesu w życie?

Przez trzy lata słyszałem, że prokuratura jest nieprzygotowana do zmian, a nie, że jest do nich przygotowywana. Tak więc to, co słyszę teraz, to dla mnie nic nowego. Na tym komentarz skończę, bo każdy zarzut w kierunku prokuratury byłby ostatecznie dla wielu prokuratorów niesprawiedliwy. Jestem jednak głęboko rozgoryczony postawą kierownictwa prokuratury, która zaprzepaściła szansę na udowodnienie, że niezależna prokuratura – w rozumieniu organu, nie konkretnych prokuratorów – jest odpowiedzialnym partnerem w relacjach z rządem.

Zasada kontradyktoryjności, która miała zmienić polskie sale rozpraw, zostaje zniesiona. Czyli wracamy do sędziów, którzy dążą do prawdy i zastępują strony procesowe w poszukiwaniu prawdy... To wyjdzie na dobre wymiarowi sprawiedliwości? Pewne jest, że uda się zaoszczędzić na masowej obronie na żądanie. Co to oznacza dla procesu?

Zasada kontradyktoryjności nie była celem w samym sobie. To był wehikuł reformy. Przypomnijmy, że głównym celem było zwiększenie efektywności orzekania i skrócenie oczekiwania na prawomocny wyrok w sprawie. Służyło temu wzięcie odpowiedzialności za własną rolę procesową przez strony i sąd, pozostawienie sądowi dostatecznych możliwości ingerencji w postępowanie dowodowe, uporządkowanie i ograniczenie akt sprawy sądowej, a także zwiększenie reformatoryjności sądownictwa odwoławczego. Wystarczy powiedzieć, że około 30–40 proc. spraw w referacie sędziego odwoławczego kończy się w starym modelu uchyleniem orzeczenia i przekazaniem sprawy do ponownego rozpoznania.

Według szacunków sędziów sprawy, na które potrzeba było kilkadziesiąt terminów, w nowej procedurze można zakończyć na kilkunastu. Niestety, chyba się o tym już nie przekonamy.

Odwrót reformy zaprzepaszcza taką szansę?

Bez wątpienia, ponownie też włącza sąd w logikę oskarżenia – sąd ma szukać wątpliwości i możliwości ich przełamania, nie ustawać w uporczywości dowodowej po stronie oskarżenia. Ceną będzie długotrwałość procesów, a w przypadku zarzutów o popełnienie przestępstw gospodarczych, z którymi w swojej praktyce adwokackiej mam najwięcej do czynienia, zamrażanie działalności biznesowej.

Minister sprawiedliwości rezygnuje też z szerokiego stosowania trybów konsensualnych... A w taki sposób, jak zakładali autorzy reformy, kończyć się miało 80 proc. spraw wpływających do sądów. Czy nie uważa pan, że to dopiero może rozłożyć wymiar sprawiedliwości? Dziś już narzekamy na przewlekłość postępowań, płacimy za zbyt długie procesy...

Ponownie wyroki zapadające w trybach konsensualnych najczęściej poprzedza krótsze postępowanie przygotowawcze, a ich liczba redukuje liczbę spraw kierowanych do rozpoznania na rozprawie. Innymi słowy, w interesie zarządczym względem wymiaru sprawiedliwości inwestycja w konsensus procesowy się po prostu opłaca.

Czy wyrok zapadający w trybie konsensualnym jest gorszy niż na rozprawie po rozpoznaniu sprawy?

Tylko gdyby mógł zapaść przy sprzeciwie pokrzywdzonego. Prowadzę teraz jedną szalenie trudną emocjonalnie dla pokrzywdzonych sprawę, którzy – mimo wniosku podejrzanego o dobrowolne poddanie się karze – oczekują rozprawy i mają potrzebę sensownego, proporcjonalnego do czynu ukarania. W takiej sytuacji orzekanie bez rozprawy byłoby arogancją względem pokrzywdzonych.

Pozostają rozwiązania dotyczące postępowań odwoławczych. To dobry kierunek?

Zasadniczo tak. Nie wiem tylko, na ile te rozwiązania dadzą się pogodzić z przywróconym modelem postępowania rozpoznawczego. Tak szczerze, reformę przygotowywaliśmy przez sześć lat, a odwracana jest w ciągu sześciu tygodni. Niech to mówi samo za siebie.

Sądzi pan, że ktoś w niedalekiej przyszłości odważy się jeszcze raz zreformować proces karny i wprowadzić proces kontradyktoryjny? Propozycje w zasadzie przecież będą gotowe...

Udzielę na to pytanie dwóch odpowiedzi. Pierwsza jest anegdotyczna: 31 grudnia o godz. 15 otrzymałem wraz z innymi członkami Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, znacznie dostojniejszymi niż ja, informację o odwołaniu z pytaniem, czy wystarczy wysłanie dokumentu pocztą. Ten styl większości z nas nie odpowiada.

A druga?

Druga – kiedy myślę o kosztach zawodowych i osobistych, które musiałem ponieść przy przeprowadzaniu tej reformy, przeprowadzanej przecież nie dla mnie i własnej ambicji, ale w przekonaniu o potrzebie merytorycznej i społecznej tej zmiany – jestem bliski przekonania, że drugi raz bym się tego nie podjął. W każdym razie każdy, kto tego kiedyś na nowo spróbuje, zyska mój ogromny szacunek i uznanie.

Rozmawiała Agata Łukaszewicz

Rz: To już przesądzone. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, wycofuje zmienioną w lipcu 2015 r. procedurę karną, której jest pan współautorem. Jutro projektem przywracającym stare przepisy ma się zająć Rada Ministrów. To dobra decyzja? W pewnym sensie dla autorów, w tym i pana, to  porażka. Dlaczego się nie udało?

Michał Królikowski: Tak, chociaż projektu cały czas nie przyjęła Rada Ministrów. Sama decyzja resortu nie budzi mojego zdziwienia. Przecież zapowiadano to podczas prac legislacyjnych w poprzedniej kadencji Sejmu, a sam Jarosław Kaczyński określił tę reformę jako wycofanie się państwa z walki z przestępcami.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie