Polityką spójności w koronawirusa – wszystkie ręce na pokład

Komisja Europejska mówi: mamy unijne pieniądze na walkę z koronawirusem. To prawda – są na to pieniądze z polityki spójności. Komisja rozmawia z państwami o poluzowaniu zasad wydatkowania funduszy, żeby wykorzystać je na przeciwdziałanie pandemii. W tym komunikacie są jednak dwie gwiazdki. Pierwsza – to nie są nowe pieniądze. Druga – szkoda, że niektórzy wykorzystują ten fakt do walki politycznej.

Aktualizacja: 23.03.2020 20:01 Publikacja: 23.03.2020 18:39

Polityką spójności w koronawirusa – wszystkie ręce na pokład

Foto: materiały prasowe

Prawda musi być cała, czyli rozprawa z mitami

Zacznijmy od gwiazdki numer 1. Polska, ani żaden inny kraj członkowski, nie otrzymała dodatkowych środków z UE na walkę z zagrożeniem powodowanym przez koronawirusa. Kwota 7,4 mld euro, ogłoszona przez Brukselę, to fragment puli przewidzianej dla naszego kraju w ramach polityki spójności na lata 2014-2020. I tutaj wchodzimy w technikalia, którymi niestety łatwo manipulować w politycznym przekazie. Ja zamiast polityki, postawię na merytorykę. Co do zasady Komisja Europejska płaci Polsce za inwestycje unijne na dwa sposoby. Refunduje wydatki, które ponosi Polska na inwestycje, i wypłaca zaliczki, żeby w każdym roku był, nazwijmy to, jakiś kapitał startowy. Te 7,4 mld euro to fundusze, które i tak otrzymalibyśmy w 2020 roku jako zaliczki i refundacje za realizowane i systematycznie rozliczane projekty. Kwota dla naszego kraju, podana przez KE, pokrywa się z pulą środków określonych w prognozie na 2020 r., którą rząd RP przekazał do Komisji na początku bieżącego roku.

Tu dochodzimy do gwiazdki numer dwa. Na Onecie widziałam ostatnio tekst, w którym Krzysztof Hetman, europoseł i świetny fachowiec od funduszy unijnych, mówi, że „są to pieniądze, które przez opieszałość polskiego rządu prawdopodobnie by przepadły. Pierwsza transza, czyli 1,125 mld euro to niewykorzystane zaliczki, które musiałyby wrócić do Brukseli”. Znowu prawda, ale jakaś taka niepełna. Te 1,125 mld euro musiałoby wrócić, ale nie oznacza to, że by przepadło. Po prostu dostalibyśmy je później w postaci refundacji lub kolejnej zaliczki - ewentualny zwrot nierozlicznej zaliczki z 2019 wcale nie oznacza pomniejszenia tej puli. Te pieniądze nie przepadają! Wszyscy, którzy twierdzą inaczej są w błędzie. Powiem więcej, gdybyśmy szybciej rozliczali pieniądze unijne z UE, dzisiaj pewnie zamiast worka pieniędzy, który pokazuje Komisja, widzielibyśmy sam worek. Gdybyśmy rozdysponowali już wszystkie fundusze na lata 2014-2020 oferta Komisji wynosiła by dla nas zero euro. Są kraje, które kończą już podpisywać umowy i w związku z tym antywirusowa zawartość ich worków jest bardzo skromna.

Jest mi przykro, kiedy czytam takie wypowiedzi polityków opozycji, zwłaszcza jeśli ich autorami są osoby, z którymi dobrze współpracuje nam się w kwestii funduszy unijnych dla Polski. Prawda jest ogromną wartością, ale tylko wtedy, gdy jest to cała prawda. W innym przypadku staje się trzecim rodzajem prawdy według typologii księdza Tischnera.

Co dobrego w propozycji KE

Bez wątpienia propozycje Komisji Europejskiej to krok w dobrą stronę. Tak oceniamy możliwość zmiany przeznaczenia środków na przeciwdziałanie zagrożeniom związanym z koronawirusem. W tym kontekście konieczne są jednak zmiany legislacyjne na poziomie UE. Strona polska docenia, że Komisja Europejska proponuje działania, które skupiają się na szybkim uruchomieniu pieniędzy już „zarezerwowanych” dla państw członkowskich.

W odniesieniu do propozycji legislacyjnych Komisji, Polska pozytywnie ocenia możliwość zatrzymania przez państwa członkowskie części środków w ramach rozliczeń rocznych z KE. Jak już wspominałam - w „normalnym” trybie – właśnie jako coroczne zaliczki – i tak trafiłyby one do poszczególnych krajów, tyle że w nieco późniejszym terminie. Dzięki temu, że teraz zostają, odciążają na pewien czas budżet państwa.

Pozytywnie odbieramy także propozycję umożliwiającą szybkie zmiany programów operacyjnych, obejmujące przesunięcia funduszy wewnątrz tych programów, z określonych w nich celów na działania przeciwdziałające koronawirusowi i jego skutkom dla gospodarki – w skali makro. A skali mikro – na pomoc firmom, samorządom, uczelniom, organizacjom pozarządowym i innym beneficjentom, którzy mają niezawinione problemy z realizacją projektów.

Polski koktajl antywirusowy

Kilka dni temu Emmanuel Macron mówił, że jesteśmy na wojnie. Choć różni nas wiele politycznych kwestii, to w tym wypadku trudno nie zgodzić się z prezydentem Francji. Szczególny czas wymaga szczególnych, odważnych decyzji. Wiele rządów zdecydowało się na nie. Dlatego uważamy, że dotychczas zaproponowane przez KE rozwiązania są zbyt zachowawcze.

Proponujemy podjęcie śmielszych kroków, w tym zmian w prawie unijnym, które w jeszcze większym stopniu zwiększyłyby płynność finansową państw członkowskich. Przygotowaliśmy i przekazaliśmy KE propozycję bardziej kompleksowego pakietu zmian prawnych tzw. koktajl antywirusowy i oczekujemy w tym zakresie współpracy z innymi państwami członkowskimi i samą Komisją.

Zaproponowane przez Polskę rozwiązania dotyczą technicznych zmian w przepisach, jednak niezwykle istotnych z punktu widzenia sprawnej realizacji inwestycji współfinansowanych z UE. I nie mam na myśli tutaj tylko rozliczeń UE – PL, ale przede wszystkim to, na co pozwala nam prawo unijne na naszym polskim podwórku, czyli rozliczenia miedzy instytucjami a beneficjentami – firmami, organizacjami pozarządowymi, samorządami - na poziomie krajowym. Uwaga, przez chwilę będzie mocno technicznie.

Chodzi między innymi o podniesienie wartości środków refundowanych przez KE państwom członkowskim do 100 proc. – a nie jak obecnie 90 proc. czy możliwość podniesienia – na wniosek państwa członkowskiego – poziomu dofinasowania UE do realizowanych projektów o max. 10 pkt. proc. w stosunku do obowiązującego obecnie 85-procentowego wkładu UE. Proponujemy również podniesienie poziomu płatności zaliczkowych dla lat 2020-23 o 1 pkt proc. (do 4 proc.) lub przesunięcie części zaliczki rocznej z 2021 na rok 2020 i wprowadzenie możliwości rozliczenia się z nich na koniec perspektywy, a nie przy rozliczeniach rocznych. Zniknie wtedy konieczność zwracania zaliczki i ponownego jej udzielania przez KE. Oszczędzimy pracy księgowym i zwiększymy potencjał inwestycyjny w danym roku.

Ogromnym udogodnieniem byłoby przyspieszenie refundacji środków przez KE – z obecnych maksymalnie 60 dni do np. 20, czy rezygnacja z tzw. korekt netto – ze względu na spodziewany kryzys gospodarczy, wszystkie środki nie rozliczone w danym roku powinny pozostać w dyspozycji państwa członkowskiego i być ponownie wykorzystywane.

Bardzo liczymy też na rozszerzenie katalogu inwestycji i zakupów, szczególnie w zakresie ochrony zdrowia, które można sfinansować z funduszy UE oraz ułatwienie przesuwania środków pomiędzy funduszami, programami, kategoriami regionów. Niebagatelne znaczenie dla kondycji firm miałoby wprowadzanie odstępstw w obszarze pomocy publicznej.

Przyjęcie tych propozycji może znacząco ułatwić wykorzystanie funduszy unijnych nie tylko na bezpośrednią walkę z koronawirusem, ale przede wszystkim na łagodzenie jego negatywnego wpływu na gospodarkę. Podobne rozwiązania były z dobrym efektem stosowane w perspektywie 2007-2013 przy łagodzeniu skutków kryzysu z 2008 r.

Koronawirus nie pyta o poglądy polityczne

Na koniec wróćmy do polityki. Dziś niektórzy politycy opozycji mówią, że dodatkowe (rzekomo, o czym wyżej) pieniądze na walkę z obecnym kryzysem są zasługą rządu PO-PSL, a aktualnie rządzący nie potrafią z nich korzystać. Bardzo łatwo ten zarzut zweryfikować – zachęcam do zerknięcia w statystki dostępne na stronach mojego resortu. Gdy rząd Donalda Tuska zmagał się ze skutkami kryzysu z 2008 r., sytuacja budżetu państwa była dalece nieporównywalna do obecnej. Obficie korzystał wtedy ze wsparcia funduszy UE. Nikt wówczas nie wypominał tego, że pieniądze z UE na lata 2007-2013 wynegocjował rząd Prawa i Sprawiedliwości. Walczący z pandemią koronawirusa lekarze, nie pytają pacjentów o preferencje partyjne, pomagają wszystkim bez wyjątku. Podobnie fundusze europejskie powinniśmy wyjąć ponad polityczne podziały. Kierowca, student, naukowiec, przedsiębiorca, samorządowiec – każdy z nas korzysta z ich efektów niezależnie od tego, w którym miejscu stawia krzyżyk na karcie wyborczej. Tonujmy emocje – bierzmy się do wspólnej pracy.

Prawda musi być cała, czyli rozprawa z mitami

Zacznijmy od gwiazdki numer 1. Polska, ani żaden inny kraj członkowski, nie otrzymała dodatkowych środków z UE na walkę z zagrożeniem powodowanym przez koronawirusa. Kwota 7,4 mld euro, ogłoszona przez Brukselę, to fragment puli przewidzianej dla naszego kraju w ramach polityki spójności na lata 2014-2020. I tutaj wchodzimy w technikalia, którymi niestety łatwo manipulować w politycznym przekazie. Ja zamiast polityki, postawię na merytorykę. Co do zasady Komisja Europejska płaci Polsce za inwestycje unijne na dwa sposoby. Refunduje wydatki, które ponosi Polska na inwestycje, i wypłaca zaliczki, żeby w każdym roku był, nazwijmy to, jakiś kapitał startowy. Te 7,4 mld euro to fundusze, które i tak otrzymalibyśmy w 2020 roku jako zaliczki i refundacje za realizowane i systematycznie rozliczane projekty. Kwota dla naszego kraju, podana przez KE, pokrywa się z pulą środków określonych w prognozie na 2020 r., którą rząd RP przekazał do Komisji na początku bieżącego roku.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację