Trudno żeby wybory na szefa Lewiatana rozpalały jakoś szerszą publiczność. Jednak mowa o jednej z trzech z najpotężniejszych organizacji gospodarczych w Polsce, mowa o odejściu ze stanowiska legendy polskiego biznesu – Henryki Bochniarz. I jest coś, co w tych wyborach podoba mi się szczególnie – rzadka, zbyt rzadka w naszym życiu społecznym, politycznym czy biznesowym przejrzystość procedur.

Jak wiadomo, kandydatów jest dwoje. Beata Stelmach, była członkini Zarządu Prokomu i szefowa Stowarzyszeniu Emitentów Giełdowych oraz wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska. Oraz Maciej Witucki, który zaczynał karierę w banku Cetelem Polska, był prezesem Lukas Banku, a następnie przez wiele lat kierował Telekomunikacją Polską i Orange Polska, gdzie do dzisiaj jest szefem rady nadzorczej. Od 2016 roku związany był także z Krajową Izbą Gospodarczą, gdzie kierował Komitetem Dialogu Społecznego, ale złożył rezygnację z tej funkcji, o czym niedawno pisałem.

No i mamy poważny konkurs na nowego prezydenta Lewiatana, opierający się nie tylko na wysyłaniu aplikacji czy listów motywacyjnych. Mamy tutaj wymóg przekazania szczegółowej wizji rozwoju organizacji, a także konsultacji i prezentacji kandydatów przed zarządem. Oficjalne decyzje zapaść mają dopiero wiosną 2019 roku, co pokazuje jak poważnie do tematu podeszła ustępująca ze stanowiska Henryka Bochniarz.

Może się okazać, że w taki oto sposób, to właśnie organizacje gospodarcze, ich liderki i liderzy pokażą politykom czy części biznesy, że warto szanować i trzymać się demokratycznych procedur konkursowych przy kluczowych decyzjach. Trudno o poważniejsze decyzje niż te odnoszące się do sukcesji prezesów i prezydentów.