Tak jak jest np. w wypadku turystycznego funduszu gwarancyjnego, który zabezpiecza interesy klientów biur podróży. Od jego utworzenia jeszcze nie wypłacono z niego pieniędzy, więc przewrotnie można spytać: dlaczego został wprowadzony? Zabezpieczenia tworzy się na zapas, by można było z nich skorzystać, gdy zaistnieje sytuacja kryzysowa, np. na rynku budowlanym.
Już dziś musimy zadbać o to, by klienci deweloperów mogli spać spokojnie. Naszym zadaniem jest ochronić ich przed ewentualną stratą pieniędzy.
Deweloperzy obawiają się jednak, że likwidacja tego typu rachunku doprowadzi do upadku ich branży, ponieważ większość z nich nie ma na tyle pieniędzy, by za nie budować. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
To czysta propaganda. Deweloperom chodzi o to, by zarobić, a nie o dobro klientów. Gdy kilka lat temu wchodziła w życie ustawa, deweloperzy krzyczeli, że z powodu wprowadzenia obowiązkowych rachunków powierniczych nie będą w stanie budować mieszkań, bo rachunki to drogi produkt i niewiele banków je prowadzi. I co?
Mamy 2017 i nikt już tego argumentu nie podnosi. Na rynku pojawiły się odpowiednie produkty, ponadto deweloperzy jak budowali, tak budują. Podobnie będzie z otwartymi rachunkami bez zabezpieczenia, które teraz są w pewnym sensie iluzoryczną ochroną konsumenta.
Rozpoczynając inwestycję, deweloper musi mieć pieniądze na wybudowanie mieszkań. Nie może całego ryzyka prowadzonej działalności przerzucać na klienta. Jeśli chcemy chronić nabywcę, musimy oprzeć się na skutecznych rozwiązaniach. Poza tym proszę zauważyć, kto jest najbardziej niezadowolony z tej propozycji: duzi czy mali deweloperzy?